Koncert mocarstw

Wśród światowych graczy strategicznych każdy ma na Bliskim Wschodzie swoje interesy. Z reguły sprzeczne wobec tych, którymi się kieruje konkurencja.

 

Gwałtowne załamanie sytuacji pod względem bezpieczeństwa w Iraku po 2011 roku, wraz z narastającym równolegle chaosem w sąsiedniej Syrii oraz systematycznym, stałym wzrostem znaczenia radykalnych sił dżihadystycznych w całym regionie ogarniętym gorączką Arabskiej Wiosny, nadało rozwojowi wydarzeń na Bliskim Wschodzie zupełnie nowe tempo i kierunki. Pojawienie się w 2013 roku kolejnej generacji ruchu sunnickiego dżihadu (w postaci niezwykle radykalnego i brutalnego Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu) oraz stopniowe, ale konsekwentne zdobywanie przez nią kolejnych terenów w Syrii i Iraku było już tylko konsekwencją wcześniejszych wydarzeń w tej części regionu.

 

Odmęty chaosu

Jednym z czynników, które w istotny sposób zaważyły na tak skrajnie niekorzystnym rozwoju sytuacji na Bliskim Wschodzie (rozumianym tu szeroko, włącznie z arabskimi krajami Afryki Północnej), była fala społecznych rewolt i protestów, która na przełomie lat 2010 i 2011 ogarnęła kilka największych państw tej części świata. Arabska Wiosna, początkowo witana jako nadzieja na demokratyczny przełom w regionie, szybko okazała się dla niego przekleństwem. Zamiast rozkwitu idei praw człowieka i demokracji oraz reform społeczno-ekonomicznych, przyniosła krwawe wojny domowe, rewolucje, chaos polityczny, a także żywiołowy rozwój struktur i ideologii radykalnego islamu.

Faktyczne fiasko Arabskiej Wiosny było jednak tylko pierwszą z plag, które spadły w ostatnich latach na Bliski Wschód. Równie brzemienna w negatywne skutki dla regionu okazała się decyzja prezydenta USA Baracka Obamy o zakończeniu w 2011 roku operacji „Iracka wolność” i wycofaniu całości sił amerykańskich z Iraku. Wszystkie strategiczne konsekwencje tego kroku (jak już dziś wiadomo, podjętego ewidentnie przedwcześnie na podstawie przesłanek czysto politycznych, nie zaś strategiczno-militarnych) wciąż jeszcze nie w pełni się ujawniły.

Najnowsza historia Iraku i całego regionu po 2011 roku miałaby szanse potoczyć się nieco inaczej, być może nie tak dramatycznie, gdyby nad Tygrysem i Eufratem wciąż stacjonowało kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy USA. Stało się jednak inaczej, co sprawiło, że Irak – w wyniku burzliwych wydarzeń z 2014 roku – znalazł się ostatecznie niemalże na krawędzi upadku i całkowitego rozpadu. Zresztą, w efekcie powstania samozwańczego kalifatu na terenach Syrii i Iraku i jego żywiołowego rozwoju w 2014 roku, niemal cały region Lewantu stoczył się w ostatnich kilkunastu miesiącach w odmęty chaosu, jakiego ta część świata nie widziała już od dawna.

Geopolityczne następstwa takiego stanu rzeczy wykraczają jednak daleko poza obszar samego Lewantu. Kiedy w grudniu 2011 roku ostatni amerykańscy żołnierze opuszczali Irak, nikt w Waszyngtonie nie przypuszczał, że już niedługo strategiczne wpływy i możliwości politycznego działania Stanów Zjednoczonych w tej części Bliskiego Wschodu zmaleją do poziomu najniższego w historii. Co więcej, nikomu wówczas nie przyszło również do głowy, że największym geopolitycznym beneficjentem zmian zachodzących w regionie bliskowschodnim stanie się Islamska Republika Iranu – izolowana międzynarodowo od ponad 30 lat i skłócona z całym Zachodem.

 

Uzależnieni od Teheranu

To właśnie Iran, dzięki swym błyskawicznym i zakrojonym na szeroką skalę działaniom militarnym oraz pomocy finansowej, logistycznej i dyplomatycznej, uratował latem 2014 roku Bagdad przed zdobyciem go przez Państwo Islamskie (IS), a sam Irak od całkowitego upadku. Irańskie zaangażowanie w tym kraju nabrało od tamtej pory zorganizowanych i zinstytucjonalizowanych form, a jego skala znacznie już przerasta to, co Teheran robi dla innego „bratniego reżimu” w regionie, czyli dla władz Syrii.

W Iraku walczy już dzisiaj z bojówkami IS kilka tysięcy irańskich „ochotników”, w dużej części doświadczonych oficerów i żołnierzy elitarnych jednostek Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (Pasdaran). Dysponują oni irańską bronią i wyposażeniem, w tym także ciężkim. Czymś powszechnym stał się już w Iraku widok przemieszczających się w kierunku frontu kolumn sił wojskowych lub paramilitarnych, w których można zauważyć zarówno czołgi M1A1 Abrams produkcji USA (znajdujące się w wyposażeniu armii irackiej), jak i irańskie maszyny typu T-72S (wersja kultowego czołgu sowieckiego, produkowana na licencji w Iranie). Część źródeł wspomina też o obecności na polach walk w Iraku legendarnych irańskich ciężkich czołgów typu Zulfikar-3, brak jednak na razie obiektywnego potwierdzenia tych informacji, chociażby w postaci zdjęć czy nagrań wideo.

Irańczycy dysponują również w Iraku własnymi samolotami bojowymi, głównie szturmowymi Su-24, należącymi do powietrznego komponentu Pasdaran. Ich wsparcie okazało się kluczowe dla powstrzymania ofensywy IS na przedpolach Bagdadu, a później w wielu operacjach ofensywnych podejmowanych przez oddziały irackie. Irańczycy są już obecni w Iraku również jako głównodowodzący, w tym na najwyższych szczeblach hierarchii wojskowej. Na przykład gen. Kasem Soleimani – naczelny dowódca Brygad al-Kuds, specjalnej formacji Pasdaran – jest częstym gościem na irackich liniach frontu; dowodzi działaniami bojowymi podległych mu irackich szyickich milicji i grup paramilitarnych, a także jednostkami regularnej armii Iraku.

Za powierzenie Iranowi niemal całej militarnej konfrontacji z kalifatem musi jednak Bagdad zapłacić bardzo wysoką cenę. Jest nią przede wszystkim szybko postępujące strategiczne, polityczne i gospodarcze uzależnienie kraju od Teheranu. Rozwijające się w zawrotnym tempie związki z Iranem spowodowały, że Waszyngton (a szerzej – Zachód) definitywnie już utracił resztki i tak mizernych wpływów w Iraku. I nie zmienia tego fakt, że USA wciąż pompują miliardy dolarów w umocnienie irackiego sektora bezpieczeństwa i obrony – największe nawet pieniądze nie zastąpią ludzi i żywej (nośnej społecznie i medialnie) idei, która za nimi stoi. A Irańczycy przynoszą ze sobą do Iraku właśnie taką ideę – szyicką rewolucję islamską, już dawno bliską sercu niemal każdego irackiego szyity, dzisiaj zaś dodatkowo wzmacnianą autentycznym zagrożeniem ze strony sunnickiego Państwa Islamskiego. Wszystko to oznacza jednak, że przelana w latach 2003–2011 krew tysięcy amerykańskich (ale także sojuszniczych, w tym polskich) żołnierzy, poległych w trakcie operacji „Iracka wolność”, na darmo wsiąkła w piaski irackich pustyń.

Tak szybkie i wyraźne podporządkowanie sobie Iraku przez Iran to jednak zaledwie jeden z wielu wymiarów niezwykle skutecznej strategii międzynarodowej Teheranu. Strategii obliczonej na zwiększenie oddziaływania Islamskiej Republiki w regionie bliskowschodnim i wzmocnienie jej pozycji. Ważnymi elementami polityki irańskiej jest również wspomniane wsparcie dla władz w Damaszku oraz rosnące zaangażowanie w Jemenie, Libanie czy Bahrajnie. Wszędzie tam Teheran niezwykle umiejętnie wykorzystuje przychylną sytuację strategiczną i polityczną do własnych celów. W efekcie Iran jawi się obecnie jako najbardziej aktywny i efektywny gracz na regionalnej scenie międzynarodowej. Z perspektywy Zachodu to obecnie w coraz większym stopniu również jeden z niewielu regionalnych podmiotów (oprócz Kurdów w Iraku i Syrii) niezwykle skutecznych w bezpośredniej, otwartej walce z Państwem Islamskim i jego kalifatem.

 

Zagrożenie nuklearne

Nic zatem dziwnego, że dzięki umiejętnie prowadzonej polityce regionalnej Iran zyskuje również punkty w wymiarze globalnym. Zaangażowanie Teheranu w obronę geopolitycznego status quo w Lewancie i Mezopotamii – zgodne z interesami Zachodu – dało mu swoistą carte blanche w rokowaniach z mocarstwami na temat jego programu nuklearnego. Choć formalnie nikt oficjalnie nie wiązał tych dwóch kwestii, to wyraźnie było widać, zwłaszcza w samej końcówce rokowań między Iranem a grupą mocarstw P5+1, jak rosnące znaczenie strategiczne Teheranu w zwalczaniu IS wpływa pozytywnie na atmosferę rozmów o przyszłości irańskiego programu atomowego. Czy bez tego zaangażowania Iranu w walkę z kalifatem zawarcie porozumienia nuklearnego byłoby niemożliwe? Tego nie wiemy, można jednak przypuszczać, że obu stronom rokowań byłoby znacznie trudniej osiągnąć konsensus. Wspólny, groźny wróg w postaci Państwa Islamskiego zdecydowanie je zbliżył, ułatwiając zawarcie historycznej umowy, która daje Iranowi szansę na otwarcie się na świat po ponad trzech dekadach izolacji.

Porozumienie z Iranem zawarte przez społeczność międzynarodową wywołało jednak w regionie bliskowschodnim swoisty geopolityczny efekt domina. Umowa została przez wielu graczy regionalnych odczytana jako ostateczna, milcząca zgoda Zachodu na militarną nuklearyzację Iranu. Państwa takie, jak Izrael, Arabia Saudyjska (wraz z jej sojusznikami z basenu Zatoki Perskiej), a nawet Turcja postrzegają również układ z Iranem jako ogólną akceptację ze strony Zachodu dla rosnącej pozycji i roli Islamskiej Republiki w całym regionie. Tym samym zgoda świata na kontynuowanie przez Iran jego programu nuklearnego oznacza dla Bliskiego Wschodu zwiększone ryzyko strategicznego (atomowego) wyścigu zbrojeń. O tej perspektywie mówiło się już od wielu lat, choćby w kontekście Arabii Saudyjskiej. Obecnie jednak grono potencjalnych amatorów własnej broni A w regionie bliskowschodnim może ulec znacznemu poszerzeniu, np. o Turcję czy Egipt. Niezależnie od zasadności tych obaw, z całą pewnością będziemy mieć w tej części świata do czynienia z dalszą intensyfikacją zbrojeń konwencjonalnych. Pierwsze symptomy już widać – niemal każdy kraj regionu już ogłosił plany znaczącego zwiększenia wydatków na bezpieczeństwo i obronność w najbliższych latach, a to dopiero początek.

Nic dziwnego zatem, że umowa z Lozanny dotycząca porozumienia atomowego nie została na Bliskim Wschodzie przyjęta jako zwiastun pokoju i odprężenia. Wręcz przeciwnie, już teraz wiadomo, że najbliższe lata przyniosą intensyfikację strategicznej rywalizacji, przede wszystkim między Arabią Saudyjską a Iranem. Głównymi frontami tej geopolitycznej konfrontacji będą nie tylko Syria i Irak, lecz także Liban, Jemen i Bahrajn, gdzie zaostrzą się wojny zastępcze, prowadzone przez Rijad i Teheran niekiedy już od bardzo dawna. Perspektywa taka jest tym bardziej niepokojąca, że rywalizacja ta ma także dodatkowy wymiar religijny, pokrywając się z zapiekłą, odwieczną wrogością między sunnitami a szyitami. W wielu wypadkach to właśnie ten aspekt relacji saudyjsko-irańskich zdaje się mieć dominujące znaczenie, przesłaniając pozostałe wymiary współzawodnictwa o prymat w regionie.

Jakby tego wszystkiego było mało, rozwój wydarzeń na Bliskim Wschodzie ponownie staje się zarówno katalizatorem, jak i swoistym zakładnikiem globalnej gry wielkich mocarstw. Przyszłość walki z kalifatem, relacji z Iranem, sytuacji w Libii i Syrii, a także polityki wobec problemu napływu uchodźców z tych krajów – coraz wyraźniej jest uzależniona od wzajemnych relacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Rosją, głównymi krajami Europy, a nawet Chinami. Każda z tych potęg ma na Bliskim Wschodzie swoje interesy i cele strategiczne, z reguły sprzeczne wobec tych, które wyznaczyła sobie konkurencja.

Ten bliskowschodni koncert mocarstw wpływa w ewidentnie destrukcyjny sposób na rozwój sytuacji w regionie, utrudniając rozwiązanie najbardziej palących problemów. Czynnik ten sprawi też, że konflikty takie jak w Syrii czy Jemenie będą się ciągnąć latami, bez szans na zakończenie. To zaś oznacza, że Bliski Wschód w dającej się przewidzieć przyszłości pozostanie ośrodkiem geopolitycznej niestabilności, generującym liczne problemy (radykalizm religijny, ekstremizm i terroryzm, proliferacja broni masowego rażenia, masowe migracje), których oddziaływanie będzie odczuwalne daleko poza geograficznymi granicami tego regionu.

Tomasz Otłowski

autor zdjęć: Cecilio Ricardo/US Army





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO