Szpieg w obcym mundurze

Jak polscy oficerowie wywiadu AK wodzili za nos hitlerowski kontrwywiad.

 

Serial „Stawka większa niż życie”, o przygodach Stanisława Kolickiego, który jako oficer Abwehry kpt. Hans Kloss pracuje dla sowieckiego, a później polskiego wywiadu, ma do dziś status dzieła kultowego. Czasem zwraca się tylko uwagę na to, że J-23 był agentem sowieckim. Jego pierwowzorem miał być (choć scenarzyści temu zaprzeczali) syn niemieckiego fabrykanta z Łodzi, współpracownik GRU (sowiecki wywiad wojskowy) gen. Artur Ritter-Jastrzębski. Ten serial to jednak fikcja. W historii Polskiego Państwa Podziemnego można natomiast wskazać oficerów wywiadu Armii Krajowej, którzy wodzili za nos cały hitlerowski kontrwywiad.

Jeden z nich nie musiał się nawet przebierać w niemiecki mundur, gdyż był autentycznym oberlejtnantem, a następnie hauptmannem Wehrmachtu.

Mazur Emil Leyk (Lejk) urodził się 9 lipca 1893 roku w Lemanach koło Szczytna. Jego rodzice byli bardzo zaangażowani w walkę o polskość ziemi mazurskiej i w takim duchu wychowywali syna. Po wybuchu I wojny światowej Emil został w armii niemieckiej saperem. Ciężko ranny, do okopów już nie wrócił. Po rekonwalescencji budował fortyfikacje na terenie Francji. Zdemobilizowany w 1918 roku, wszedł w posiadanie fabryki, cegielni i tartaku w Wielbarku. Jednocześnie wspierał intensywnie polską akcję plebiscytową na Mazurach, za co zapłacił ciężkim pobiciem, a następnie konfiskatą całego majątku po przegranym przez Polskę plebiscycie w lipcu 1920 roku. Po tych przeżyciach wyjechał na pewien czas do Ameryki.

Kiedy wrócił, zamieszkał w Monachium, gdzie ożenił się z Niemką i ukończył studia inżynierskie. Z czasem całkowicie wrósł w środowisko niemieckie. Trzymał się z dala od polityki i obojętnie patrzył na burzliwe wydarzenia lat trzydziestych w Niemczech i Europie. Wstrząs przyszedł dopiero po agresji III Rzeszy na Polskę w 1939 roku. „Spadło to na mnie jak piorun”, wspomina. „Pomyślałem: przecież jestem Polakiem, a tam w tej chwili giną moi rodacy […] tam jest mój brat i wszyscy moi bliscy […]. Postanowiłem walczyć”.

W lipcu 1940 roku lejtnant rez. Emil Leyk otrzymał powołanie do czynnej służby w Wehrmachcie. Po awansie na oberlejtnanta jako inżynier budownictwa znalazł się w Inspektoracie Zbrojeń i Gospodarki Wojennej Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych. Po roku został zastępcą szefa Kriegswirtschaftskommando w Salonikach, placówki nadzorującej grecki przemysł przestawiony na potrzeby niemieckiej machiny wojennej. Przez cały czas myślał o nawiązaniu kontaktu z ruchem oporu, ale nie miał do niego żadnych dojść. Pomógł mu przypadek.

Pewnego dnia Emil wrócił do mieszkania o dwie godziny wcześniej niż zwykle i nakrył w nim gospodarza oraz dwóch nieznanych sobie Greków, słuchających radia. Wystraszeni, szybko je wyłączyli. Odbiornik mogli mieć tylko Niemcy, a obywatelom okupowanej Grecji groziła w takim wypadku kara śmierci lub w najlepszym razie zesłanie do obozu koncentracyjnego. Przerażenie zaskoczonych Greków było ogromne, ale jeszcze większe zdumienie, gdy niemiecki oficer na nowo włączył rozgłośnię BBC i zaprosił ich na kieliszek wina. Kontakt z konspiracją został nawiązany. Pierwsze usługi na rzecz greckiego podziemia, a co się z tym wiąże także brytyjskiego wywiadu, miały charakter „grzecznościowy”. Oficer przewoził służbowym samochodem broń lub paczki z ulotkami propagandowymi, które trafiały do zakładów pracy. Dostarczał też konspiratorom przepustki konieczne do poruszania się w czasie godziny policyjnej. Uprzedzał ich także przed akcjami i łapankami gestapo.

 

W polskiej konspiracji

Oberlejtnant Leyk w styczniu 1942 roku wyjechał służbowo do Berlina, a następnie do Generalnego Gubernatorstwa. W Radości pod Warszawą, za pośrednictwem swego brata Mirosława, przystąpił do Polskiego Związku Wolności – wojskowej komórki Związku Mazurów Karola Małłka, która została następnie włączona do Armii Krajowej. Przyjął wówczas pseudonim „Inżynier”.

Od 1 września 1942 roku Leyk, już jako hauptmann, stanął na czele Kriegswirtschaftskommando w Salonikach. Dzięki znacznemu rozszerzeniu kompetencji jego akcje nabrały rozmachu. Bez wiedzy Berlina przeprowadził np. transakcję z węgierską ambasadą. Za sprzedany Węgrom złom z podległych mu hut kupił żywność, która trafiła do głodujących mieszkańców greckich miast.

Gdy z kolei dotarła do niego informacja o planach wywiezienia do obozów zagłady kilku tysięcy greckich Żydów, zaproponował dowództwu konspiracji pomoc w masowym przerzucaniu ich do Hiszpanii i Włoch jako robotników. Niestety, grecki ruch oporu był za słaby na tak wielką akcję, a większość Żydów uważała, że posłuszeństwo wobec okupanta uchroni ich przed śmiercią. Wkrótce transporty greckich Żydów ruszyły do Auschwitz.

Na początku stycznia 1943 roku kapitan Leyk został służbowo przeniesiony do Danii. Tutaj z miejsca przystąpił do pracy konspiracyjnej, przede wszystkim sabotowania instrukcji i rozkazów władz z Berlina oraz zbierania informacji wywiadowczych. W latach 1943–1944 dwukrotnie wyjeżdżał do Warszawy i za każdym razem przekazywał cenne materiały, które trafiały do Londynu. W Danii pracował do października 1944 roku, kiedy to z powodu katastrofalnej sytuacji na froncie i konieczności uzupełnienia kadry dowódczej w oddziałach liniowych dostał przydział do 7 Zapasowego Batalionu Saperów w Monachium, z którym wyruszył na front.

W lutym 1945 roku „Inżynier” został oddelegowany do dyspozycji Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu. Miał szukać rezerw dla śmiertelnie zagrożonej tysiącletniej Rzeszy, ale w ogólnym zamieszaniu i chaosie ostatnich miesięcy wojny udało mu się zaginąć. Po kapitulacji Emil Leyk ujawnił się i w 1946 roku wrócił w rodzinne strony, na Mazury. Tam założył nową rodzinę i zaangażował się w odbudowę regionu. Został m.in. kuratorem ewangelickiej diecezji mazurskiej i parafii w Szczytnie. Miał opinię człowieka o wielkiej odwadze cywilnej i uporze, co w połączeniu z konspiracyjną przeszłością spowodowało, że zaczęła się nim interesować bezpieka. 17 grudnia 1950 roku Leyka aresztowano, ale dzięki interwencji władz kościelnych w Urzędzie ds. Wyznań został dość szybko wypuszczony na wolność.

 

Muszkieter z Warszawy

Mundur niemieckiego oficera w służbie dla Polski włożył również Kazimierz Leski. Urodził się 21 czerwca 1912 roku w Warszawie i szybko poszedł w ślady swego ojca, inż. Juliusza Leskiego. Po ukończeniu w lecie 1935 roku studiów na Wydziale Mechanicznym w Państwowej Wyższej Szkole Budowy Maszyn i Elektrotechniki w Warszawie wyjechał do Holandii. Rozpoczął tam pracę kreślarza w biurze konstrukcyjnym stoczni holenderskich, specjalizującym się w okrętach wojennych. Następnie, mianowany konstruktorem w dziale okrętów podwodnych, wziąłm.in. udział w pracach nad dwoma polskimi okrętami podwodnymi – „Orłem” i „Sępem”.

Tuż przed wybuchem wojny Leski dostał powołanie do odbycia służby wojskowej w kraju. W kampanii obronnej 1939 roku walczył jako członek kombinowanej eskadry bombowej wyposażonej w porzucone przez inne oddziały samoloty wielozadaniowe Karaś. 14 września otrzymał rozkaz przelotu na samolocie łącznikowym do Czortkowa za Buczaczem. W rejonie stacji kolejowej w Buczaczu został zestrzelony i wzięty do niewoli. Zdołał jednak uciec i po krótkim pobycie w szpitalu we Lwowie wrócił do Warszawy. Tutaj rozpoczął działalność konspiracyjną w – jak sam to określił – „prywatnej agencji wywiadowczej” inż. Stefana Witkowskiego, czyli w „Muszkieterach”. Zajmował się tam organizowaniem sieci wywiadu komunikacyjnego, w tym lotniczego, i kontrwywiadu.

Podobne zadania dostał po przejściu w połowie 1941 roku do Związku Walki Zbrojnej, gdzie przydzielono go do sztabu szefa kontrwywiadu Bernarda Zakrzewskiego „Oskara”. W kontrwywiadzie ZWZ/AK stanął na czele Wydziału VII – Wywiady Obce, którego głównym zadaniem było rozpracowywanie Sicherheitspolizei i Abwehry. Do obowiązków Leskiego należało też – podobnie jak w „Muszkieterach” – prowadzenie wywiadu komunikacyjnego i utrzymywanie szlaków kurierskich w Europie Zachodniej. Drogą radiową wysyłano do Londynu tylko najważniejsze informacje, które dawały się skrócić (ze względu na namiar nadawanie nie mogło trwać dłużej niż 20–30 s w jednym cyklu). Resztę, w tym mapy, plany czy fotografie, trzeba było przewozić. Początkowo korzystano ze szlaku południowego, przez Węgry, ale był on niezmiernie długi i dokumenty docierały z wielkim opóźnieniem. Próbowano też trasy przez Szwecję, ale efekty były podobne. Wreszcie na przełomie 1941 i 1942 roku w Oddziale II Komendy Głównej ZWZ postanowiono zorganizować przerzut „najkrótszą drogą” – przez Niemcy do Paryża. Tak powstała komórka „666”, którą stworzył i nią pokierował Kazimierz Leski.

 

Zawadiacki tercet

Po pierwszych próbach przetarcia szlaku Leski stwierdził, że najłatwiej będzie kurierom jeździć przez Rzeszę w przebraniu niemieckich wojskowych: „Postanowiłem więc wcielić swoich współpracowników do armii wroga – siebie oczywiście też”, wspomina. „Należało tylko uzyskać możliwie dokładne informacje o zestawie dokumentów, jakimi w podróży posługują się oficerowie niemieccy, oraz o ich sposobach poruszania się. Takich danych dostarczył mi nasz wywiad, a dla większej pewności współpracujący z nami (jak najbardziej ideowo) warszawscy kieszonkowcy postarali się o kilka oryginalnych zestawów dokumentów oficerów niemieckich przyjeżdżających na warszawskie dworce”.

Komórka „666” oprócz Leskiego liczyła trzy osoby: technika i studenta prawa Tadeusza Jabłońskiego „Jana”, inżyniera Bolesława Zieleniewskiego „Żaryna” i przedwojennego oficera, rotmistrza Aleksandra Stpiczyńskiego „Wilskiego”. Wszyscy doskonale znali język niemiecki i realia tego kraju. Po decyzji o udawaniu niemieckich wojskowych otrzymali awanse w armii: Jabłoński został organizatorem dostaw sprzętu dla wojska w randze wyższego urzędnika wojskowego; Zieleniewski, wysoki, elegancki, siwiejący, ze szramą na policzku i podpierający się laską zakończoną srebrną gałką, znakomicie się wcielił w pruskiego junkiera, weterana I wojny światowej; rotmistrz Stpiczyński z kolei – w rolę niemieckiego arystokraty, obersta barona Arnolda von Lücknera. W mundurze jak spod igły, z małym ostrym wąsikiem i monoklem pasował znakomicie do wizerunku oficera arystokraty.

Najwyżej „awansował” szef „666” – na generała. „Początkowo miałem pewne obawy, czy to nie nazbyt wysoko, jak na mój wiek, ale w Wehrmachcie byli generałowie przed trzydziestką, a ja miałem dodatkowy atrybut w postaci siwiejącej skroni”, wspomina Leski. „Zostałem więc Juliusem von Hallmannem – generałem wojsk technicznych, specem od fortyfikacji, przydzielonym do »Süd-ost Front Ukraine«”.

 

Tajemnica von Hallmanna

Najmocniej w historii zapisały się wyczyny tandemu „von Hallmann – von Lückner”. Obu nie brakowało fantazji i zimnej krwi. W czasie jednej z akcji Leski miał przyjechać do Paryża, gdzie Stpiczyński od dłuższego czasu przygotowywał jakiś większy przerzut materiałów do Anglii. Pech chciał, że pociąg, którym podróżował gen. von Hallmann, został ostrzelany przez lotnictwo alianckie i do stolicy Francji przyjechał kilka godzin po umówionym terminie. Strapiony Leski zastanawiał się, jak uda mu się teraz szybko odnaleźć współpracownika: „W ponurym nastroju jechałem na place de l’Opera, załatwiać w Stadtkommendatur zwykłe formalności związane z pobytem w Paryżu. Jakież było moje zdziwienie, gdy na dużej, czarnej tablicy ustawionej w holu komendantury zobaczyłem wypisane wielkimi literami zawiadomienie, że oberst baron von Lückner mieszka w hotelu – podana była nazwa – i prosi gen. Hallmanna o porozumienie się”. Tak dwaj polscy oficerowie wywiadu szybko skontaktowali się … za pośrednictwem niemieckiej komendantury Paryża.

Generał Julius von Hallmann w latach 1942–1944 odbył kilkanaście podróży z Warszawy do Paryża. Z pomocą francuskiego ruchu oporu zorganizował sprawnie działającą sieć przerzutową do południowej Francji. Nawiązał bliskie kontakty z oficerami sztabu marsz. Gerda von Rundstedta, próbując załatwić z nimi możliwość… werbunku francuskich robotników na front wschodni i oferując pomoc przy budowie fortyfikacji zachodnich wybrzeży Francji, którą Niemcy rozpoczęli w 1942 roku. Dzięki tej przykrywce Leskiemu udało się wykraść plany odcinka fortyfikacji Wału Atlantyckiego. Na zakończenie wizyty, sztabowcy von Rundstedta wypłacili jeszcze „bohaterskiemu generałowi z frontu wschodniego” 500 marek, jako rekompensatę za wydatki poniesione we Francji. Jakaż musiała być ich konsternacja, gdy wyszło na jaw, że gen. von Hallmann nigdy nie dotarł do swej macierzystej jednostki, bo nie było takiego oficera w jej ewidencji… Jednak już niedługo we Francji zaczął pojawiać się inny generał – Karl Leopold Jansen, który miał rozległe kontakty z wojskowymi z Hiszpanii. W taki sposób Kazimierz Leski stworzył szlak kurierski i przerzutowy przez terytorium hiszpańskie.

W powstaniu warszawskim kapitan Kazimierz Leski „Bradl”, który jako oficer wywiadu miał zakaz uczestniczenia w akcjach bojowych i pozostał bez przydziału, przyłączył się do oddziałów płk. Jana Szczurka-Cergowskiego „Sławbora”. Jako dowódca kompanii batalionu „Miłosz” za męstwo otrzymał Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyż Walecznych. Po kapitulacji udało mu się wraz ze „Sławborem” uciec i zamelinować w Milanówku. Szybko nawiązali kontakt z nowym komendantem głównym AK, gen. Leopoldem Okulickim „Niedźwiadkiem”. Ten mianował Leskiego komendantem Obszaru Zachodniego AK.

Po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną w 1945 roku, pozostając w konspiracji, Kazimierz Leski włączył się w odbudowę polskiego przemysłu okrętowego. Uruchamiał m.in. Stocznię Gdańską. Na jego trop szybko wpadł UB. Leski został aresztowany, ale udało mu się uciec. Ponownie schwytany w lipcu 1945 roku, po dwóch latach zasiadł na ławie oskarżonych w pierwszym wielkim powojennym procesie publicznym w Lesznie – nazwanym przez propagandę procesem przywódców zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Dostał wyrok 12 lat więzienia, następnie zmniejszony do sześciu lat. W dniu zakończenia kary w 1951 roku Leski nie został jednak wypuszczony z więzienia, lecz pod zarzutem współpracy z Niemcami odprowadzony do innej celi. Zasądzono mu kolejne dziesięć lat. Wolność zwrócono Leskiemu w 1955 roku, a dwa lata później go zrehabilitowano. Inżynier Kazimierz Leski wrócił do pracy w przemyśle okrętowym, a następnie rozpoczął karierę naukową. Pełnił m.in. funkcję dyrektora Ośrodka Informacji Naukowej Polskiej Akademii Nauk.

Przygody tajnych agentów działających w mundurach nieprzyjaciela budzą zainteresowanie do dziś, czego dowodem jest chociażby niegasnąca popularność serialu o Hansie Klossie. A tak mówił o tym gen. Julius von Hallmann – Kazimierz Leski: „Z pewnym zaskoczeniem stwierdzam, że zawsze największe zainteresowanie budzą moje wyprawy na Zachód. Tymczasem naprawdę o wiele niebezpieczniejsza była działalność tu w kraju, w kontrwywiadzie, gdzie miałem do czynienia z przeciwnikiem świadomym reguł gry, przebiegłym, gdzie byłem powiązany z mnóstwem ludzi szczególnie niebezpiecznych, jak choćby rozmówcy, którzy przyciśnięci, mogli w każdej chwili naprowadzić Niemców na mój ślad”. Kult wojskowego munduru w Niemczech był niezawodną tarczą dla wywiadowców z Armii Krajowej.  


autor zdjęć: PK/dział graficzny, Lev Dolgachov/Fotolia.com





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO