Z Januszem Adamczakiem o umiejętności współdziałania naszych sił zbrojnych z innymi wojskami rozmawiali Izabela Borańska-Chmielewska i Tadeusz Wróbel.
Sojusznicze Dowództwo Sił Połączonych NATO w Brunssum miało być zaangażowane w „Anakondę”. Dlaczego wycofano się z tego zamiaru?
Polska strona zaprosiła NATO, aby w pełni zaangażowało się w ćwiczenia „Anakonda ’16”, co miało być dobrą okazją sprawdzenia współpracy między sojuszem a siłami narodowymi. Jedną z dziedzin do przećwiczenia było przejęcie przez dowódcę natowskiego dowodzenia wydzieloną częścią Sił Zbrojnych RP. Dlaczego tak się nie stało? Nie chciałbym wchodzić w spekulacje polityczne. Z punktu widzenia wojskowego jednym z powodów mogło być to, że w 2015 roku NATO w Hiszpanii, Portugalii i we Włoszech przeprowadziło wielkie ćwiczenia Sił Odpowiedzi NATO, z udziałem ponad 36 tys. żołnierzy. Prawdopodobnie niektórzy z członków sojuszu uznali, że równie duże manewry w tym roku byłyby dla nich zbytnim wysiłkiem organizacyjnym i finansowym. Dlatego polskiego zaproszenia NATO formalnie nie przyjęło, ale skorzystała z niego część państw członkowskich. Prawdopodobnie w tegorocznej „Anakondzie” będzie uczestniczyć więcej żołnierzy niż w ubiegłorocznych ćwiczeniach pod szyldem NATO. Tym samym jest to znakomita okazja do sprawdzenia zdolności do współdziałania naszych sił zbrojnych z innymi wojskami.
NATO jednak i tak będzie w pewien sposób zaangażowane w „Anakondę ’16”.
Zaangażowanie to jest minimalne, ale jednak jest. Jako Sojusznicze Dowództwo Sił Połączonych wspieraliśmy Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych w przygotowaniach do tych ćwiczeń. Moi eksperci od kilku miesięcy uczestniczyli w konferencjach i warsztatach. W „Anakondę” jest również zaangażowane Sojusznicze Dowództwo Sił Lądowych z Izmiru, które odpowiadałoby za takie działania w realnej operacji militarnej. NATO zapewni też ćwiczeniom parasol w dziedzinie komunikacji strategicznej, tak by narracja była jednolita.
Przed „Anakondą” w Polsce odbyło się wiele sojuszniczych ćwiczeń.
Rzeczywiście przeprowadziliśmy serię ćwiczeń, których celem było potwierdzenie gotowości do użycia lądowej części szpicy i sprawdzenie zdolności dowództwa Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego do dowodzenia zarówno nią, jak i Siłami Odpowiedzi NATO. I tak pod koniec kwietnia w Bydgoszczy odbyły się ćwiczenia dowódczo-sztabowe „Trident Joust ’16”, które miały przygotować korpus szczeciński do certyfikacji. Wcześniej w tym samym miesiącu przeprowadziliśmy też ćwiczenia „Brilliant Jump 1”, które miały na celu sprawdzenie procedur alarmowania elementów Sił Odpowiedzi NATO. Majowe „Brilliant Jump 2” to ćwiczenia z wojskami na poligonie w Żaganiu oraz z wykorzystaniem portu w Szczecinie i lotniska we Wrocławiu. Ich scenariusz opierał się na założeniu, że stanowiąca trzon brygady VJTF [Very High Readiness Joint Tark Force] szpica wraz z dowództwem brygady i wydzielonymi pododdziałami została rozwinięta na wschodniej flance. Naczelny dowódca sił zbrojnych NATO w Europie może skierować ją w ramach ćwiczeń w dowolnie wybrany przez siebie region. Ostatnie manewry to „Brilliant
Capability”, które miały potwierdzić zdolność szczecińskiego korpusu do dowodzenia brygadą VJTF.
A „Swift Response” z dużym desantem spadochronowym pod Toruniem?
To ćwiczenia o charakterze wielonarodowym powiązane z „Anakondą”, ale formalnie niezależne od NATO.
Zatem udział zagranicznych żołnierzy w „Anakondzie” jest wynikiem bilateralnych porozumień pomiędzy Polską a poszczególnymi państwami?
Tak. Nawet to, że po ćwiczeniach natowskich, w „Anakondzie” weźmie udział również wchodząca w skład szpicy brygada hiszpańska, to efekt decyzji narodowej, podjętej przez władze w Madrycie. Patrząc jednak na liczbę uczestniczących w „Anakondzie” państw, sądzę, że uda się nam w dużej mierze osiągnąć pierwotne zamiary. Zwłaszcza że większość z nich to członkowie Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego.
Swoją drogą to niezwykle interesujące, że są takie furtki, które można wykorzystać, gdy w NATO nie ma konsensusu na zaangażowanie się całego sojuszu w niektóre przedsięwzięcia.
Musimy mieć świadomość, że na obszarze odpowiedzialności NATO, co roku odbywa się ogromna liczba ćwiczeń wojskowych z udziałem państw należących do niego, ale niemających żadnych formalnych powiązań z jego strukturą dowódczą. Nie zawsze wszystko musi mieć natowską „czapkę”. Dzisiaj bardziej istotne jest wspólne przesłanie oparte na spójnej komunikacji strategicznej.
Podczas „Anakondy” zostaną przećwiczone scenariusze reagowania na zagrożenia związane z wojną hybrydową. Czy NATO przygotowuje się na taki konflikt?
Zdecydowanie tak. Z chwilą, gdy NATO po raz wtóry zaczęło się przyglądać zagrożeniom wynikającym z wojny hybrydowej, postanowiliśmy przeanalizować, w jaki sposób trzeba będzie zmienić nasze struktury, w tym sztabowe, żeby się przed nimi bronić. Przykładem są ubiegłoroczne ćwiczenia „Trident Juncture”. Co prawda, ich scenariusz nie był związany z artykułem 5 traktatu waszyngtońskiego, lecz z operacją reagowania kryzysowego, jednak były one okazją do przyjrzenia się różnym aspektom działań niekinetycznych. Otóż odrębnym pionem Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych stały się elementy działające w sferze informacyjnej, czyli komórki komunikacji strategicznej, prasowa, operacji informacyjnych i psychologicznych. Pragnę zwrócić uwagę na bardzo rozwinięty pion informacyjny w prowadzonej realnie operacji NATO w Afganistanie. Sojusz jest bardzo elastyczny i szybko reaguje na nowe zagrożenia.
Gdy weźmiemy pod uwagę agresywność rosyjskiej propagandy wymierzonej przeciwko NATO, trudno nie skonstatować, że de facto konflikt hybrydowy już trwa.
Niestety, to prawda. Kwestią niewiadomą jest, czy zostaną podjęte działania o innym charakterze. Mam nadzieję, że nie, ale musimy być przygotowani na różne scenariusze rozwoju sytuacji.
W przeszłości, podczas zimnej wojny, Związek Sowiecki też chętnie wykorzystywał podobne metody działań.
Działania informacyjne nie są niczym nowym. Tyle tylko, że dziś istnieją o wiele skuteczniejsze narzędzia do ich prowadzenia niż w przeszłości. Obecnie, działając w sferze informacyjnej, można osiągnąć cele, do których kiedyś było konieczne kinetyczne użycie sił zbrojnych.
Można odnieść wrażenie, że jeśli chodzi o przekaz, to Rosja jest bardziej skuteczna niż NATO. Wszelkie militarne działania Kremla są ściśle powiązane z informacyjnymi.
Odnoszę wrażenie, że obie strony są skuteczne w kwestii dotarcia do własnych odbiorców, ale nie potrafią efektywnie oddziaływać na stronę przeciwną. Należy przy tym pamiętać, że w krajach demokratycznych istnieje w mediach pluralizm, podczas gdy w Rosji środki masowego przekazu są, z małymi wyjątkami, w pełni kontrolowane przez władze.
Gen. broni Janusz Adamczak od 12 września 2014 roku jest szefem sztabu Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych NATO w Brunssum. Wcześniej był dowódcą 2 Korpusu Zmechanizowanego w Krakowie i 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu. W latach 2003–2004 uczestniczył w misji w Iraku, a 2008–2009 w Afganistanie.
autor zdjęć: JFC Brunssum