Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że przygotowanie średniej wielkości ćwiczeń z wojskami trwa ponad rok, a w wypadku dużych, wielonarodowych manewrów, takich jak „Anakonda”, potrzeba na to prawie dwóch lat.
Cywilowi poligonowe ćwiczenia kojarzą się z wystrzałami, hukiem przelatujących samolotów, rykiem nisko lecących śmigłowców oraz odgłosami dudniącej w oddali artylerii. I obowiązkowo muszą być pióropusze wybuchów, bo takie obrazki najczęściej trafiają na telewizyjne ekrany i komputerowe monitory, gdzie może podziwiać wysiłek żołnierzy. Kamery rzadko zaglądają za kulisy tych działań, bo kadry przedstawiające żołnierzy pracujących przy mapach czy komputerach już nie są tak widowiskowe. Jeszcze rzadziej się pokazuje, jak wiele wysiłku trzeba włożyć w to, aby manewry przygotować. Tymczasem zorganizowanie średniej wielkości ćwiczeń z wojskami trwa ponad rok, a w wypadku dużych, wielonarodowych – prawie dwa lata. I wymaga to pracy sporej grupy ludzi. Dlaczego tak wiele czasu na to potrzeba? Wojskowi planiści muszą przygotować ćwiczenia niczym scenopis filmu, przydzielić zadania każdemu żołnierzowi.
Natowski test
Doskonale wie o tym ppłk Piotr Kozłowski z mieszczącego się w Bydgoszczy natowskiego Centrum Szkolenia Sił Połączonych (Joint Force Training Centre – JFTC), który przez kilka miesięcy kierował zespołem przygotowującym ćwiczenia „Trident Joust ’16”, będące najważniejszym w tym roku testem JFTC.
Na szczycie NATO w Newport w 2014 roku zdecydowano m.in., że nowymi siłami zadaniowymi bardzo wysokiej gotowości, czyli szpicą, rotacyjnie będą dowodziły sztaby dziewięciu wielonarodowych korpusów. Jako pierwszy w tej roli wystąpił francuski korpus szybkiego reagowania z Lille, po nim zadanie przejął hiszpański korpus szybkiego reagowania z Walencji, a w kolejce czeka Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni ze Szczecina. „Trident Joust ’16” miały być pierwszymi poważnymi manewrami, w których szczeciński sztab sprawdziłby się w takiej roli. Również po raz pierwszy Centrum odgrywało rolę praktycznego wykonawcy założeń ćwiczebnych (Officer Directing the Exercise – ODE), pochodzących z Dowództwa Sił Sojuszniczych NATO ds. Transformacji (Allied Command Transformation – ACT) i Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych w Brunssum (Allied Joint Force Command – JFC).
Specjaliści z JFTC dostali zadanie, aby na podstawie wytycznych z natowskich dowództw samodzielnie opracować szczegółowy scenariusz ćwiczeń. Dodatkowym utrudnieniem było założenie, że nie chodzi o zobrazowanie klasycznego konfliktu, lecz symulację wojny o charakterze hybrydowym na terenie Polski i – w mniejszym stopniu – na terenie Litwy, Łotwy oraz Estonii. „Scenariusz opierał się na artykule 4 »Traktatu północnoatlantyckiego«, który stanowi, że jeżeli któryś kraj członkowski czuje zagrożenie, zwraca się do NATO o pomoc”, wyjaśniał ppłk Kozłowski i dodał, że bazą wyjściową był używany od kilku lat w sojuszu scenariusz ćwiczeń o nazwie „Skolkan”. Przewiduje on, że w rejonie basenu Morza Bałtyckiego istnieje grupa krajów zrzeszonych w Federacji Skolkan (realne tereny to Półwysep Skandynawski), które graniczą z kilkoma państwami członkowskimi NATO – Polską, Litwą, Łotwą i Estonią. Przyczyną konfliktu jest dążenie Federacji do rewizji istniejących granic i tym samym rozszerzenia swojej strefy wpływów. Ponadto w państwach bałtyckich zamieszkuje spora liczba ludzi pochodzących z krajów, które należą do Skolkanu.
Dopisywanie scen
Bazowa wersja scenariusza zakłada klasyczny konflikt i konfrontację militarną jednostek lądowych, morskich, powietrznych i specjalnych, a fachowcy z JFTC musieli go dostosować do wymagań postawionych przez ACT i JFC z Brunssum, czyli do konfliktu na progu wojny.
Ppłk Kozłowski żartuje, że trochę to przypominało szycie garnituru na miarę. Niby krawiec szyje standardowe ubranie, a jednak przygotowuje je pod konkretnego klienta właściwie od nowa. „Opracowany przez Centrum ze Stavanger [Centrum Przygotowania Bojowego NATO – Joint Warfare Centre] bazowy scenariusz musieliśmy dostosować do tych konkretnych ćwiczeń, dobudowując niejako część fabuły dotyczącej Polski oraz państw bałtyckich. Od strony praktycznej wyglądało to tak, że trzeba było wprowadzić do scenariusza dane geograficzne, środowiskowe, o systemie dróg oraz, co najważniejsze, opisać narrację odnoszącą się do rozwijającego się konfliktu”, wylicza ppłk Kozłowski.
Jeśli chodzi o dopasowywanie scenariusza pod kątem zagrożeń hybrydowych, to do planu ćwiczeń wprowadzono zadania dla szczecińskiego Korpusu, takie jak odpowiedź na cyberataki (na sieci komunikacyjne i zarządzania), uderzenia terrorystów na infrastrukturę energetyczną, drogową czy skierowane w ludzi. Kolejnym elementem uwzględnionych zagrożeń hybrydowych było manipulowanie opinią publiczną. „Jednym z wyzwań była reakcja na sytuację, w której opinia publiczna była informowana przez media państw grupy Skolkan o tym, że to NATO jest agresorem, a żołnierze sojuszu szykują prowokacje mające doprowadzić do wojny”, wyjaśnia ppłk Kozłowski. Chodziło to, aby Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni przećwiczył jak najwięcej obowiązujących go procedur.
Co bardzo ważne, scenariusz „Trident Joust ’16” nie przewidywał konkretnego, punktowego zakończenia, ze zwycięzcą i pokonanym. „W końcowej fazie ćwiczeń państwa grupy Skolkan przygotowują się do przeprowadzenia dużych manewrów tuż przy granicy z Polską i krajami bałtyckimi. Pojawia się wtedy realne zagrożenie, że ćwiczenia sprowokują inwazję”, wyjaśnia ppłk Kozłowski.
Prace nad „Trident Joust ’16” zaczęły się w połowie 2015 roku i został w nie zaangażowany niemal cały personel JFTC. Tamtejsi specjaliści musieli przygotować nie tylko scenariusz, lecz także Main Event List and Main Incident List (MELMIL) – czyli wszystko to, co miało się dziać, rozpisane na poszczególne zadania. Bydgoscy oficerowie i pracownicy wojska zajęli się również logistyką, tzn. przygotowaniem niezbędnej do działania szczecińskiego sztabu infrastruktury dowodzenia i łączności. Byli m.in. współodpowiedzialni za rozwinięcie na terenie JFTC tzw. Initial Command Element (ICE). „To wydzielona część dowództwa Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego, która może być wysłana w rejon konfliktu, aby dowodzić wojskiem. Na potrzeby ćwiczeń zbudowano ją w środku miasta, gdzie mieści się JFTC, a w warunkach bojowych zostałaby wzniesiona gdzieś na odludziu”, wyjaśnia mjr Goran Pijetlovic, rzecznik prasowy JFTC.
Operacja pod kontrolą
Przygotowanie scenariusza „Trident Joust ’16” zajęło kilka miesięcy. „Anakondę ’16”, największe na terenie naszego kraju od 1989 roku manewry z wojskami, w których bierze udział ponad 31 tys. żołnierzy z 18 państw NATO oraz pięciu krajów uczestniczących w programie „Partnerstwo dla pokoju”, planowano przez prawie półtora roku.
Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ), które jest odpowiedzialne za opracowanie i przeprowadzenie „Anakondy”, również zdecydowało, że podstawą jej scenariusza będzie natowski „Skolkan”. „Choć zazwyczaj »Anakondę« przygotowywano na bazie naszego narodowego scenariusza, to ze względu na duży udział państw sojuszniczych postanowiono wykorzystać ten ze »Skolkana«, który jest znacznie lepiej znany naszym sojusznikom niż nasz narodowy”, wyjaśnia ppłk Piotr Walatek, rzecznik prasowy DORSZ, podkreślając, że podobnie jak podczas prac nad „Trident Joust ’16”, oficerowie z DORSZ musieli zaadaptować natowski dokument do swoich potrzeb.
Przygotowanie a realizacja
W zorganizowanie ćwiczeń były zaangażowane wszystkie komórki funkcjonalne dowództwa, które musiały też zdefiniować cele manewrów i nakreślić sytuację, w jakiej będą działały wojska. „Tło taktyczne opisuje świat, w którym odbywają się ćwiczenia. Są tam przedstawione państwa zaangażowane w konflikt, kontekst polityczny, gospodarczy i społeczny. Taka wiedza mniej może przyda się żołnierzowi na strzelnicy, niezbędna jest jednak sztabom, które planują całą operację, bo one muszą przygotować nie tylko działania bojowe, lecz także niekinetyczne. Trzeba wziąć pod uwagę np. to, że w dany rejon mogą napływać uchodźcy, uwzględnić reakcje społeczeństwa i prowadzić działania informacyjne”, wyjaśniał podpułkownik.
Przygotowanie ćwiczeń trwa znacznie dłużej niż samo ich realizowanie na poligonie lub na mapach i przy komputerach. Jest to jednak etap wymagający szczególnej uwagi w takich manewrach jak „Anakonda”, gdzie nie tylko trzeba zsynchronizować zadania na lądzie, morzu i w powietrzu, lecz także dograć współpracę żołnierzy z kilkunastu państw.
autor zdjęć: Adam Roik/Combat Camera DORSZ