Japońscy spadochroniarze Kutei Butai to jedna z bardziej tajemniczych jednostek wojskowych świata.
W1918 roku dowódca amerykańskich sił powietrznych we Francji gen. William Mitchell stworzył śmiałą koncepcję przełamania linii obronnych przeciwnika z wykorzystaniem spadochronów. Inspiracją dla amerykańskiego dowódcy mogła być przeprowadzona w tym samym roku włoska operacja przerzutu czterech oficerów za linie wroga drogą powietrzną. Mitchell planował jednak wykorzystać ten sposób nie w przypadku kilku żołnierzy, lecz całej amerykańskiej 1 Dywizji Piechoty, która po wylądowaniu na niemieckich tyłach przyczyniłaby się do przełamania impasu na froncie. Zakończenie wojny położyło jednak kres tym planom.
Po wojnie najbardziej zaawansowane działania zmierzajace do wykorzystania wojsk powietrznodesantowych podjął Związek Radziecki. Ich kulminacją był wielki pokaz sprawności tego rodzaju jednostek podczas manewrów pod Kijowem w 1935 roku. Rosjanie przeprowadzali spektakularny desant – ponad tysiąc spadochroniarzy w jednym zrzucie. Po skoku zabezpieczyli teren lądowiska, na którym prawie natychmiast wylądowały samoloty transportowe z bronią ciężką oraz lekkimi pojazdami pancernymi. W sumie w ćwiczeniach brało udział 1,8 tys. spadochroniarzy i niemal 5,7 tys. żołnierzy przetransportowanych drogą powietrzną. Na pokaz zaproszono wielu przedstawicieli obcych armii, m.in. z Niemiec – reprezentantem tego kraju był przyszły dowódca jednostek niemieckich strzelców spadochronowych płk Kurt Student.
Tajny oddział
Nie tylko w Europie zauważono potencjał jednostek powietrznodesantowych. Japoński minister wojny gen. Hideki Tōjō pod koniec listopada 1940 roku nakazał powołanie pierwszych japońskich pododdziałów spadochronowych. Na miejsce tworzenia nowej formacji wybrano miejscowość Hamamatsu. Zalążkiem jednostki stała się grupa dziesięciu oficerów ochotników pod dowództwem ppłk. Keigo Kawashimy. W celu utrzymania w tajemnicy faktu powstania oddziałów spadochronowych grupę nazwano Kawashima Butai, czyli oddział wydzielony Kawashimy. Żaden z ochotników nie tylko nie służył w lotnictwie, ale nawet nigdy wcześniej nie widział z bliska samolotu, o spadochronie nie wspominając. Oficerowie w szybkim tempie rozpoczęli szkolenie z budowy i składania spadochronów, technik lądowania oraz opuszczania samolotu.
Program szkoleniowy oparto głównie na systemie treningu niemieckich strzelców spadochronowych. Co do współpracy obu formacji, istnieje teza, że latem 1940 roku na terenie Japonii przebywali niemieccy instruktorzy. Żadne dokumenty jej jednak nie potwierdzają. Wszystkie dostępne na ten temat dokumenty wskazują raczej na to, że grupa japońskich spadochroniarzy została skierowana na szkolenie w Niemczech.
20 lutego 1941 roku wybrani z grupy płk. Kawashimy oficerowie wykonali swój pierwszy skok ze spadochronem. Kurs spadochronowy – pierwszy w armii japońskiej – został natomiast uruchomiony 15 lutego. Z ponad 600 ochotników, wybranych wyłącznie spośród oficerów oraz podoficerów zawodowych, wywodzących się z 12 oraz 18 Dywizji Piechoty, zostało zakwalifikowanych około 250 najlepszych. Kursantów z I klasy rocznika 1941 (tak brzmiała oficjalna nazwa kursu) czekało mordercze szkolenie, ale również wielka improwizacja. Nowa formacja była tworzona od podstaw, więc brakowało wszystkiego. Największe problemy były z kombinezonami spadochronowymi oraz specjalistycznym obuwiem. O samolotach przystosowanych do transportu oraz zrzutów żołnierzy można było wówczas tylko pomarzyć.
Wszechstronny trening
Mimo że wszyscy ochotnicy byli młodzi i niezwykle wysportowani, szkolenie przychodziło im z dużym trudem. Kandydaci do jednostek powietrznodesantowych musieli m.in. przebiec 26 km w czasie krótszym niż trzy i pół godziny. Trenowali praktycznie wszystkie rodzaje japońskich stylów walki. Duży nacisk kładziono również na posługiwanie się wszelkiego rodzaju bronią białą. Aby wyrobić gibkość, niezbędną chociażby w momencie lądowania ze spadochronem, wiele czasu spędzano na treningach akrobatycznych. Oprócz zajęć fizycznych przyszli komandosi odbywali szkolenie typowo wojskowe – poznawali tajniki topografii, łączności. Treningi strzeleckie obejmowały zaś posługiwanie się zarówno bronią rodzimą, jak i obcej konstrukcji – amerykańską, brytyjską czy holenderską. Co jest oczywiste, żołnierze brali też udział w zajęciach specjalistycznych dotyczących budowy sprzętu spadochronowego, układania spadochronów oraz teorii skoków. Ponadto wszyscy kandydaci musieli przejść kurs sabotażu oraz dywersji. Każdy z kursantów musiał również zaliczyć podstawowy kurs pilotażu maszyn transportowych, kończący się dwoma samodzielnymi lotami za sterami samolotu, co było ewenementem niespotykanym w innych krajach.
Namiastką prawdziwych skoków z samolotu były skoki z wież spadochronowych. Według dostępnych dokumentów, wykonywano je z kilku wież o zróżnicowanej wysokości. Zaczynano od 105-metrowych, przez 120-metrowe, aż do skoków z wysokości 150 m. Te ostatnie odbywały się na terenie tokijskiego parku rozrywki, w którym znajdowała się 150-metrowa wieża spadochronowa. Co ciekawe, żołnierze nie skakali z niej w mundurach wojskowych. Na czas treningu przebierali się w ubrania studentów z okolicznych uniwersytetów –chodziło oczywiście o zachowanie tajemnicy.
Skoki na ostro
Po tak wyczerpującym i wszechstronnym szkoleniu dopuszczano wreszcie uczestników kursu do wykonania samodzielnych skoków z samolotu. Aby otrzymać upragnioną odznakę skoczka spadochronowego, każdy kursant musiał zaliczyć cztery skoki ze spadochronem. Pierwszy skok żołnierz wykonywał z wysokości około 250 m, z samolotu lecącego wolniej (około 170 km/h), niż przewidywał regulamin (210 km/h). Za każdym nawrotem maszyny robił to tylko jeden spadochroniarz, a w kolejnej turze podczas jednego nawrotu wypuszczano trzech, a czasem nawet sześciu skoczków, którzy oddzielali się od samolotu lecącego już na wysokości około 200 m.
Kolejnym etapem wtajemniczenia były skoki wykonywane w drużynie z wysokości około 120 m, typowej dla warunków bojowych. W zależności od rodzaju samolotu spadochroniarze wyskakiwali grupą liczącą od siedmiu do 11 kursantów – samolot transportowy Ki-21 Sally zabierał na pokład siedmiu spadochroniarzy, a Ki-57 Topsy już 11. Ostatni skok był, co prawda, oddawany również z wysokości 120 m, ale różnił się zasadniczo od pozostałych –wyskakiwano w pełnym oporządzeniu wraz z bronią – tak jak miałoby to miejsce podczas prawdziwego zrzutu na pole walki.
Japońscy spadochroniarze często odbywali skoki treningowe w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych, zarówno w dzień, jak i w nocy. W wyniku takiego trybu szkolenia wiele osób odnosiło obrażenia, głównie kończyn bądź kręgosłupa. Stosunkowo duży był również współczynnik wypadków śmiertelnych. Z ogólnej liczby 760 kursantów w 1941 roku śmierć podczas skoków szkolnych poniosło aż 27 osób.
Wiosną 1941 roku minister wojny wydał polecenie przebazowania wszystkich przeszkolonych już spadochroniarzy do Mandżurii. Nie był to dobry pomysł ze wzgledu na brak na miejscu infrastruktury niezbędnej do celów szkoleniowych. Żołnierze, zamiast doskonalić swoje umiejętności, musieli ją stworzyć od podstaw. Była to decyzja bezsensowna, gdyż poprzednie miejsce stacjonowania całkowicie zapewniało możliwość szkolenia spadochronowego. Dopiero późnym latem udało się gen. Kawashimie doprowadzić do odwołania rozkazu i sprowadzenia spadochroniarzy z powrotem do Japonii.
Fanatyczni wojownicy
1 grudnia 1941 roku oficjalnie powołano do życia 1 Pułk Szturmowy (Teishin Rentai), który był pierwszą jednostką powietrznodesantową w armii japońskiej. Liczył on 800 wyszkolonych spadochroniarzy, ale już po tygodniu istnienia został przeformowany w brygadę. W styczniu 1942 roku powstał 2 Pułk Szturmowy (Teishin Rodan), który włączono w skład istniejącej jednostki. W ten sposób zwiekszono jej stan osobowy do 1,3 tys. żołnierzy. Brygada dysponowała 48 samolotami transportowymi Ki-56 (japońska wersja amerykańskiego lockheeda L-14) oraz Mitsubishi Ki-57 będącymi w wyposażeniu Szturmowego Pułku Lotniczego (Teishin Hiko Sentai), również wchodzącego w skład nowo powstałej brygady.
Żołnierze byli doskonale wyszkoleni w działaniach niedużych pododdziałów – do kompanii włącznie. Gorzej było ze współpracą w większych oddziałach. Japońskie dowództwo nie planowało bowiem przeprowadzania dużych operacji powietrznodesantowych, tak charakterystycznych dla działań bojowych w Europie. Podczas walk na Pacyfiku oraz na dalekowschodnim teatrze działań wojennych armia japońska miałaby i tak ograniczone możliwości do przeprowadzenia takich operacji.
Oddziały Kutei Butai były bardzo trudnym przeciwnikiem, walczącym z odwagą graniczącą z fanatyzmem. Świadczy o tym chociażby to, że bodajże ani jeden spadochroniarz japoński się nie poddał i nie trafił do niewoli. Znamienne jest również to, że amerykański wywiad o japońskich siłach powietrznodesantowych wiedział tylko, że… istnieją i niewiele ponad to! Ta informacja uświadamia nam, jak bardzo Japończycy chcieli zachować w tajemnicy nie tylko strukturę oraz stan wyszkolenia tych jednostek, lecz także sam fakt ich utworzenia. Udało im się do tego stopnia, że nawet dziś niewiele osób wie o istnieniu japońskich żołnierzy boskich przestworzy.