Wydawać by się mogło, że bitwa z 15 lipca 1410 roku jest jednym z najlepiej rozpoznanych triumfów oręża polskiego w całych naszych dziejach. Tymczasem okazuje się, że jest zupełnie inaczej.
Przed laty prof. Stanisław Herbst napisał, że o Grunwaldzie wiemy z całą pewnością jedynie trzy rzeczy: że bitwa się odbyła, że rozegrała się w dniu Rozesłania Apostołów, czyli 15 lipca, oraz że zwycięstwo odniosły wojska króla Władysława II Jagiełły i wielkiego księcia Witolda. Cała reszta to jedynie hipotezy. Jest to prawda, gdyż do dzisiaj trwają gorące spory uczonych nie tylko o liczebność oddziałów walczących po obu stronach, lecz także o samo miejsce starcia, ustawienie chorągwi, wreszcie o przebieg batalii. Powszechny obraz potyczki połączonych sił unii jagiellońskiej i zakonu krzyżackiego został, niestety, zafałszowany – w skądinąd znakomitych dziełach – przez Henryka Sienkiewicza w „Krzyżakach” i Aleksandra Forda w filmie.
Dysponujemy, co prawda, źródłami pisanymi, przede wszystkim obszernym opisem bitwy w „Rocznikach” Jana Długosza oraz tzw. Cronica Conflictus anonimowego autora, być może naocznego świadka wydarzeń, sekretarza króla Jagiełły Zbigniewa Oleśnickiego. Obaj byli jednak duchownymi, kładli więc nacisk na zupełnie inne aspekty wydarzeń z 15 lipca 1410 roku, niż życzyliby sobie dzisiaj historycy wojskowości. Ponadto Jan Długosz, ojciec polskiej historiografii, urodził się pięć lat po bitwie i wszystkie jego wiadomości musiały pochodzić z drugiej ręki. Spróbujmy jednak ustalić, co w świetle badań pokoleń uczonych o Grunwaldzie wiemy, a czego się możemy jedynie domyślać.
Mieczem czy kopią?
Henryk Sienkiewicz pozostawił nam literacki i plastyczny opis wyglądu oddziałów obu walczących stron. Według pisarza, Krzyżacy i ich europejscy goście to zakuci od stóp do głów rycerze, dysponujący najlepszymi i najdroższymi dostępnymi wówczas pancerzami. Tak zostali też uwiecznieni w filmie Forda. Niejako symbolem Krzyżaka stał się tam hełm typu hundsgugel. Był to rodzaj przyłbicy z ruchomą, zwężającą się zasłoną, uformowaną na kształt psiego pyska, stąd jego nazwa.
Inaczej zostali przedstawieni rycerze polscy. Gorzej uzbrojeni i wyposażeni nadrabiali jednak nieustraszonym męstwem i odwagą oraz przekonaniem o słuszności swojej sprawy. Litwini mieli być odziani i uzbrojeni jeszcze gorzej, niemal jak jaskiniowcy, w wyprawione skóry. Dosiadali małych koników i byli bezradni w starciu ze „średniowiecznym czołgiem”, jakim był pancerny rycerz z kopią.
Piękny ten sienkiewiczowski obraz... i patriotyczny, lecz zupełnie nieprawdziwy. W rzeczywistości uzbrojenie oddziałów krzyżackich i polskich wcale się od siebie nie różniło. Koronnym argumentem na poparcie tej tezy jest fakt, że król Władysław Jagiełło nakazał swemu rycerstwu tuż przed bitwą opasać się przepaskami ze słomy, by w bitwie mogli się odróżniać od nieprzyjaciół. Podał także oddziałom zawołania bojowe: „Kraków” – rycerzom polskim i „Wilno” – rycerstwu litewskiemu.
Jak zatem mógł wyglądać w pełni wyposażony rycerz, stający ze swym pocztem 15 lipca 1410 roku na Polach Grunwaldu? Podstawową bronią zaczepną, służącą do przełamywania szyków wroga i przebijania zbroi przeciwnika, była kopia – broń drzewcowa o długości dochodzącej nawet do 5 m. Zakończona masywnym grotem, niezwykle skuteczna i śmiercionośna, miała jednak liczne wady. Po pierwsze, jej rozmiary uniemożliwiały jakiekolwiek manewry, oprócz ataku w szyku prosto na wroga. Po drugie, jej ciężar sprawiał, że trzeba było stosować dodatkowe miejsce podparcia drzewca, które z kolei podczas szarży bardzo często się łamało. Zmuszało to rycerza bądź całą chorągiew do wycofania się na tyły w celu zaopatrzenia się w zapasowe kopie przed kolejnym atakiem. Z tych względów rycerstwo często zamieniało kopie na o wiele krótsze i łatwiejsze w użyciu sulice, czyli rodzaj włóczni. Taką bronią można było nie tylko atakować wroga w szarży „na wprost”, lecz także zadawać uderzenia. Popularna na Wschodzie, pod Grunwaldem była ona używana prawdopodobnie powszechnie przez wojska litewsko-ruskie, chociaż, według świadectwa Jana Długosza, posługiwali się nią także rycerze krzyżaccy, w tym sam wielki mistrz Ulrich von Jungingen.
Dopiero po skruszeniu wszystkich kopii rycerz dobywał miecza, będącego symbolem jego stanu. W późnym średniowieczu najpopularniejsze na polach bitew, a więc także i pod Grunwaldem, były miecze jedno- i półtoraręczne. Długość głowni tego pierwszego wynosiła do 100 cm, zaś waga wahała się od 900 g do około 1,2 kg. Półtoraręczny z kolei był nieco dłuższy, z głownią mierzącą od 100 do 120 cm. Ważył też więcej, bo do 2 kg. Popularne, znacznie tańsze od miecza, choć raczej używane „na co dzień”, były tasaki i kordy, będące bronią jednosieczną.
Oprócz mieczy rycerstwo, zarówno polskie, jak i wchodzące w skład wojsk zakonnych, używało, o czym świadczą chociażby najnowsze znaleziska archeologiczne z rejonu działań obu armii, także broni obuchowej – toporów i czekanów. Rycerz dzierżył w ręku nie tylko kopię czy miecz, lecz także tarczę. Miała ona najczęściej kształt trójkątny. Malowano na niej herb walczącego, co miało umożliwić identyfikację w boju.
Przegląd zbroi
Noszone przez armie, które starły się pod Grunwaldem, zbroje nie były jednolite. Ich rodzaj nie zależał jednak od tego, po której stronie rycerz walczył, lecz raczej od jego możliwości finansowych. Na głowie miał on oczywiście hełm. Najbardziej kojarzony z Grunwaldem był ten z ruchomą zasłoną, czyli wspomniana już przyłbica. Jednakże większość średniozamożnego rycerstwa używała tańszych osłon głowy – szłomów, ale przede wszystkim kapalinów, przypominających kształtem kapelusz.
Co do samej zbroi, to w bitwie z 15 lipca 1410 roku było ich kilka rodzajów. Mniej zamożni wciąż używali popularnych w XIV wieku pancerzy kolczych. Były to plecione kolczugi, do których przytwierdzano płytowe nagolenniki i nałokietniki. Nowszą i popularną wśród rycerstwa odmianą późnośredniowiecznej zbroi były tzw. płaty. Zbroja ta składała się z podłużnych żelaznych płytek naszywanych lub wszywanych w materiał, tworzących razem bojowy kirys. Na to narzucano zwykle ozdobną jakę, znaną też jako wappenrock, czyli rodzaj narzutki w barwach heraldycznych. Być może pod Grunwaldem używano też wczesnej odmiany pełnej zbroi płytowej, zwanej też białą. Być może nosili ją najwyżsi dostojnicy zakonni i polsko-litewscy. Są to jednak wyłącznie domysły. Całość wraz z hełmem ważyła około 30 kg.
Zupełnie inaczej, w typie wschodnim, był zapewne uzbrojony posiłkowy oddział tatarski, liczący około 300 muzułmanów, emigrantów politycznych z Krymu, przysłanych Witoldowi i Jagielle przez dowodzącego nimi kandydata do tronu Złotej Ordy – Dżalala ad-Dina. Nie będziemy tu omawiać uzbrojenia oddziałów pieszych, gdyż takich formacji, wbrew obiegowej opinii, pod Grunwaldem nie było.
Podstawową jednostką taktyczną średniowiecznej armii była kopia. Składała się ona z ciężkozbrojnego jeźdźca wraz z pocztem, którego liczebność zależała od możliwości finansowych rycerza. Poczet najczęściej tworzyły dwie lżej uzbrojone osoby, których podstawową bronią była nie kopia, lecz łuk lub śmiercionośna kusza. Zdarzały się jednak poczty kilkunastoosobowe.
Pewna liczba kopii składała się na chorągiew. Mogła ona grupować rycerzy z danej ziemi, np. poznańskiej, lub była tzw. chorągwią prywatną, wystawioną przez najbogatszych wielmożów w państwie, choćby chorągiew wojewody krakowskiego Jana Sarnowskiego. Liczebność poszczególnych chorągwi znacznie się od siebie różniła i wynosiła prawdopodobnie do około 500 jeźdźców, choć zdarzało się, że było ich znacznie mniej, jak w chorągwi ziemi wieluńskiej. Według Jana Długosza, dla uzupełnienia jej stanu Władysław Jagiełło włączył nawet w jej skład pewną liczbę zaciężnych śląskich.
Bitwę w średniowieczu prowadzono na dwa sposoby. Ten bardziej „rycerski” nazywano „en haye”, czyli „w płot”. Polegał na ataku długiej, płytkiej, rozciągniętej linii rycerzy uderzających na wroga z towarzyszeniem pocztowych, którzy osłaniali swego pana i pomagali mu w walce. Wadą tego sposobu było to, że po wprowadzeniu chorągwi do ataku bitwa przeradzała się w serię pojedynków, a głównodowodzący tracił praktycznie wszelkie możliwości kontroli nad walczącą armią.
Pod Grunwaldem jednak obie strony zastosowały o wiele bardziej skomplikowany, wymagający znakomitej koordynacji w obrębie chorągwi, szyk kolumnowo-klinowy. Polegał on na ustawieniu walczących w rodzaj klina, którego zwężającym się czubem byli tzw. przedchorągiewni, najlepsi rycerze w danej chorągwi. Na środku znajdował się chorąży, który dawał znaki chorągwią, np. do ataku bądź wycofania się. Boki szyku zajmowali inni rycerze, a środek był wypełniony przez lekkozbrojnych pocztowych, którzy strzelali z kusz bądź łuków ponad głowami atakujących. Jan Długosz wymienia niektórych przedchorągiewnych imiennie, chcąc zapewne podkreślić ich wojenną sławę. Nam niech wystarczy, że chorągiew wielką ziemi krakowskiej prowadził w pierwszym szeregu sam Zawisza Czarny z Garbowa.
Wielkie pobicie
Pomimo znakomitego literacko opisu bitwy autorstwa Jana Długosza, spory o jej przebieg trwają do dziś. Słynny badacz Grunwaldu, prof. Sven Ekdahl, zestawił w jednej ze swych publikacji około stu map różnych autorów przedstawiających hipotezy na temat ustawienia wojsk i przebiegu samej bitwy. Wiadomo na pewno, że po stronie polsko-litewskiej w boju wzięło udział 51 chorągwi polskich i 40 litewskich przeciwko 51 chorągwiom krzyżackim.
Liczebność obu armii nie jest znana. Pomijając fantastyczne informacje pochodzące z XVI wieku, a donoszące o milionie walczących, możemy przyjąć, że po stronie Jagiełły było ich około 30 tys., a von Jungingena – około 21 tys. Maszerujące wojska, rankiem 15 lipca stanęły naprzeciwko siebie. Polsko-litewskie były uszykowane wzdłuż drogi łączącej wsie Stębark i Łodwigowo. Prawe skrzydło, dowodzone przez wielkiego księcia Witolda, składało się z jazdy litewskiej. W centrum pozycje zajęli rycerze zaciężni z Czech i Śląska wraz z trzema pułkami smoleńskimi. Na lewym skrzydle stanęły oddziały polskie, dowodzone przez marsz. Zbigniewa z Brzezia. Naczelne dowództwo objął sam Jagiełło, który sprawował funkcję przez heroldów. Nie wziął udziału w bitwie, lecz wydawał rozkazy, stojąc na wzgórzu, w otoczeniu straży przybocznej. Król Polski nie spieszył się do bitwy. W rozstawionej kaplicy polowej wysłuchał dwóch mszy. Dokonał też pasowania na rycerzy wielu młodych giermków. Zwłoka ta spowodowała wysłanie przez wielkiego mistrza słynnego poselstwa, które przyniosło królowi i wielkiemu księciu dwa nagie miecze.
Bitwa rozpoczęła się około południa, od ataku prawego skrzydła – Litwinów, na lewe skrzydło armii zakonnej. Wówczas to odezwała się dwukrotnie krzyżacka artyleria, nie czyniąc jednak żadnych szkód. Jak podaje Jan Długosz, także w wojsku polskim były w dużej liczbie bombardy. Dlaczego jednak nie zostały użyte pod Grunwaldem, tego nie wiemy. Być może znajdowały się w taborach, które nie zdążyły na czas dotrzeć na miejsce starcia.
Jak podano w XVI-wiecznej „Kronice Bychowca”, strona krzyżacka wykopała przed bitwą wilcze doły, w które mieli powpadać atakujący rycerze polscy. Badacze jednak stanowczo odrzucają taką możliwość. Po około godzinie, gdy bitwa wrzała już na całej szerokości frontu, doszło do poważnego kryzysu na prawym skrzydle wojsk polskich i w rezultacie – odwrotu, a następnie ucieczki Litwinów. Tak to opisywał Długosz. Nie możemy jednak wykluczyć, że był to, przynajmniej częściowo, zamierzony manewr taktyczny, mający na celu wciągnięcie Krzyżaków w wyczerpującą pogoń za uchodzącym wojskiem, a w efekcie rozerwanie szyków krzyżackiej kawalerii. Istotnie, Krzyżacy rzucili się w pogoń za uchodzącym wojskiem, zapominając o dyscyplinie zakonnej. Brali jeńców i łupy. Tymczasem na lewym skrzydle wojska polskie w trakcie zażartej walki zaczęły stopniowo brać górę nad armią von Jungingena. Doszło do dramatycznych wydarzeń. Krzyżacy zdobyli wielką chorągiew ziemi krakowskiej, którą dzierżył w rękach rycerz Marcin z Wrocimowic. Odśpiewali wówczas triumfalną pieśń „Christ ist erstanden”, ale rycerze polscy szybko odbili sztandar.
Gdy rycerze zakonu zaczęli przegrywać, wielki mistrz, chcąc przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, osobiście poprowadził do ataku 16 odwodowych chorągwi. W trakcie tej szarży doszło do słynnego wydarzenia. Otóż Diepold von Kokeritz zauważył na wzgórzu oddział rycerzy, a wśród nich jednego w wyjątkowo pięknej zbroi. Odłączył się zatem od swoich i z kopią ruszył do rycerskiego pojedynku. Tą wyróżniającym się postacią był sam Władysław II Jagiełło. Król Polski także ruszył do szarży i w pojedynku zabił Diepolda.
Atak odwodowych chorągwi wielkiego mistrza się nie powiódł. Ulrich von Jungingen wówczas zginął. Żadne źródła nie podają, kto go zabił, ale badania historyków sugerują, że mógł to być rycerz Mszczuj ze Skrzynna. W ostatniej fazie potyczki zdobyto krzyżacki obóz oraz tabor. Bitwa pod Grunwaldem trwała około sześciu godzin i zakończyła się godzinę przed zmierzchem. Zwycięstwo sprzymierzonych wojsk polsko-litewskich było całkowite. Skala klęski zakonu była tak wielka, że w drodze pod Malbork poddawały się Jagielle bez walki wszystkie miasta. Sam król zaś znalazł się w niemałym kłopocie. Na grunwaldzkim polu, oprócz wielkiego szpitalnika, polegli wszyscy dostojnicy zakonu. Nie miał więc Jagiełło z kim zawrzeć pokoju. Z pewnością poddałby mu się i sam Malbork, gdyby nie energiczna akcja komtura Świecia, późniejszego wielkiego mistrza, Henryka von Plauen. Pokój zawarty w 1411 roku w Toruniu nie zlikwidował problemu krzyżackiego. Zagrożenie zostało zażegnane dopiero w 1525 roku, kiedy to wielki mistrz Albreht Hohenzollern złożył hołd królowi Zygmuntowi Staremu.
Dr Szymon Drej jest dyrektorem Muzeum Bitwy pod Grunwaldem.