Niewielki kuter patrolowy przedarł się przez morską blokadę tuż przed zajęciem Helu przez hitlerowcówi szczęśliwie dopłynął do Szwecji.
Trwająca od 1 września 1939 roku wojna obronna zaczęła się na Pomorzu i toczyła nieprzerwanie przez miesiąc. Walki o Westerplatte, Kępę Oksywską, Wejherowo i Półwysep Helski świadczyły o determinacji i chęci utrzymania dostępu do morza. W ostatnich dniach września w rękach Polaków znajdował się jedynie Rejon Umocniony Hel, gdzie polscy żołnierze stawiali opór najeźdźcy.
Ostatnia szansa
Polskie dowództwo obrony półwyspu przez radio dowiedziało się o kapitulacji Warszawy i Twierdzy Modlin – ostatnich dużych ośrodków walki w kraju. 1 października kadm. Józef Unrug na odprawie wyższych oficerów Rejonu Umocnionego Hel postanowił skapitulować, nie widząc dalszego sensu obrony Wybrzeża. Wiadomość ta szybko dotarła do żołnierzy. Niektórzy z nich popadli w apatię, część po miesiącu nieustannych walk przyjęła wiadomość z ulgą. Wielu nie pogodziło się jednak z decyzją o kapitulacji. Byli to młodzi oficerowie i marynarze, którzy chcieli kontynuować walkę z najeźdźcą. Delegacja zgłosiła się do kadm. Unruga z prośbą o zezwolenie na organizację i przeprowadzenie ucieczki z obleganego półwyspu. Uzyskali zgodę. Dowódcą eskapady został kpt. Jerzy Milisiewicz.
Wybór padł na ORP „Batory”. Był to polskiej konstrukcji kuter pościgowy zwodowany w 1932 roku. W okresie międzywojennym pełnił służbę w Straży Granicznej jako okręt służby celnej. Dzięki dwóm silnikom benzoholowym i jednemu dieslowskiemu okręt o długości 21 m i uzbrojony w dwa ciężkie karabiny maszynowe typu Maxim wz. 08 – po jednym na rufie i dziobie – mógł rozwinąć prędkość do 25 w., co wówczas było bardzo dobrym rezultatem. Wykorzystywano go zatem do zwalczania przemytu morskiego.
W sierpniu 1939 roku kuter zmobilizowano do służby w marynarce wojennej i w czasie kampanii wrześniowej przewoził rannych oraz pełnił funkcje pomocnicze dla innych okrętów nawodnych i podwodnych biorących udział w obronie polskiego wybrzeża. 1 października 1939 roku okręt stał na redzie w porcie helskim. Śmiałkowie podjęli gorączkowe przygotowania do wyjścia w morze. Marynarze zaczęli zlewać paliwo z uszkodzonych lub nieużywanych okrętów i statków do baków „Batorego”.
Kpt. Milisiewicz wraz z innymi oficerami przygotowywali w tym czasie trasę ucieczki. Starsi stopniem oficerowie, którzy przyglądali się poczynaniom załogi, namawiali śmiałków do zrezygnowania z wyprawy. Twierdzili, że nie mają szans przedarcia się przez kordon Kriegsmarine, a zdradliwe wody Bałtyku mogą okazać się zabójcze dla załogi tak małej jednostki. 1 października po godzinie 19 okręt z 16 śmiałkami wyszedł jednak w morze z helskiego portu rybackiego.
Przerwanie blokady
Kpt. Milisiewicz, zamiast obrać kurs na północ w stronę Szwecji, skierował „Batorego” w kierunku równoległym do Mierzei Wiślanej. Dowódca i pozostali marynarze zdawali sobie sprawę, że najsilniejszy kordon niemieckich okrętów znajduje się od strony północnej i zachodniej portu helskiego, a wody w kierunku Prus Wschodnich są znacznie słabiej kontrolowane. Polski kuter dopiero po około dwóch godzinach zmienił kurs i obrał kierunek w stronę szwedzkiej wyspy Gotland. Od wyjścia z portu „Batory” płynął z wyłączonymi światłami rozpoznawczymi.
Gdzieś w połowie drogi do szwedzkiej wyspy Polacy zauważyli dwa niemieckie okręty patrolowe. Dzięki doskonałym zdolnościom nawigacyjnym i opanowaniu udało się im jednak niepostrzeżenie uniknąć reflektorów i kontaktu z niemieckimi jednostkami. Tyle że nie był to koniec przygód. Nad ranem na Bałtyku zerwał się silny wiatr, który zaczął rzucać „Batorym”. Obawiano się, że okręt zszedł z kursu, a potężne fale mogą zatopić małą jednostkę, przystosowaną do pływania na wodach przybrzeżnych. Na dodatek silniki zaczęły tracić moc z powodu przeciążenia i braku paliwa. Tylko dzięki tytanicznej pracy mechaników pokładowych udało się uruchomić silnik Diesla i utrzymać sterowność kutra. Okręt niepostrzeżenie przedarł się przez trzy kordony blokady niemieckiej.
Rankiem 2 października zauważono niemiecki samolot zwiadowczy. Informacja o polskim kutrze szybko dotarła do jednostek Kriegsmarine. Zaczęła się walka z czasem. „Batory” nie płynął na najwyższych obrotach, by nie przeciążać silnika, a niemieckie okręty zaczęły zmierzać w jego kierunku. W końcu załoga kanonierki „Grille” dogoniła polski kuter. Wtedy los uśmiechnął się do Polaków. Marynarze szwedzkiego niszczyciela torpedowego „Ragnar” zauważyli niewielką polską jednostkę i goniący go dużo większy okręt. Domyślili się, że mają przed sobą uciekinierów, którzy za wszelką cenę nie chcą trafić do niemieckiej niewoli. Gdy zatem „Batory” przekroczył granicę wód terytorialnych Szwecji, „Ragnar” go osłaniał, aby Polacy bezpiecznie dopłynęli do brzegu.
Uciekinierzy dotarli do Klintehamn 2 października 1939 roku o godzinie 15.30. Okazało się, że dopłynęli na ostatnich litrach paliwa. Następnego dnia „Ragnar” odholował kuter do Visby. Trzech funkcjonariuszy Straży Granicznej i dwóch pracowników wojska zwolniono, a sześciu oficerów i pięciu marynarzy internowano. „Batory” był jedynym polskim okrętem, którego załodze udało się zbiec w ostatnich dniach kampanii wrześniowej. Co prawda tego samego dnia z portu helskiego wypłynęły w stronę Szwecji jeszcze dwie jednostki – „Hel 111” i „Hel 117”, ale obrały one kurs wprost na północ i niedaleko od polskiego wybrzeża zostały zatrzymane przez okręty floty niemieckiej.
Losy niezłomnych
Polscy oficerowie i marynarze z ORP „Batory” w Szwecji starali się na wszelkie sposoby u miejscowych władz o zmianę statusu. W tajnym raporcie z polskiego poselstwa w Sztokholmie do rządu polskiego w Londynie w 1943 roku informowano, że: „Sześciu oficerów – kpt. Ceceniewski, kpt. mar. Korsak, kpt. Milisiewicz, por. mar. Męczyński, por. mar. Górski i ppor. mar. Tarczyński oraz trzech marynarzy wszczęli starania u Szwedów o uważanie ich za uciekinierów nie zaś internowanych, opierając się na rzekomym fakcie, że uciekli z Helu na łodzi prywatnej, nieuzbrojonej i zostali zabrani na otwartym morzu przez motorówkę »Batory«. Mają nadzieję, że umożliwi im to wydostanie się z Szwecji”. Pod koniec 1943 roku załogę zwolniono i Polacy na początku 1944 roku trafili do Wielkiej Brytanii, gdzie podjęli służbę w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Pomysłodawca i organizator ucieczki – Jerzy Milisiewicz – po wojnie nie wrócił do Polski. Osiadł z rodziną w Kanadzie, gdzie zmarł w 1978 roku.
„Batory” po wojnie wrócił do kraju i pełnił służbę w Wojskach Ochrony Pogranicza. W 1957 roku został przekazany Lidze Przyjaciół Żołnierza, następnie Lidze Obrony Kraju i pływał po Zalewie Zegrzyńskim do końca lat sześćdziesiątych minionego stulecia. Nieużywany od 1969 roku stał w basenie portu rzecznego na Żeraniu w Warszawie, czekając na złomowanie. Dzięki oficerom marynarki wojennej w 1973 roku został jednak odholowany na Hel, gdzie w porcie wojennym stanął jako okręt-pomnik. W 2009 roku po remoncie trafił z kolei do Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, gdzie się znajduje do dziś.
autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe