Rosjanie budują sieć bunkrów przeciwatomowych. Czy to oznacza, że grozi nam wojna nuklearna?
Dziesiątki przeciwatomowych bunkrów, mających pełnić funkcję centrów dowodzenia, powstają na terenie całej Federacji Rosyjskiej. Mark Schneider, były analityk Pentagonu, zajmujący się tematyką nuklearną, stwierdził, że jest to część rosyjskich przygotowań do konfliktu wielkoskalowego, w którym zostanie użyta broń nuklearna. Taką informację w sierpniu 2016 roku ujawniono na portalu Washington Free Beacon.
Demonstracja siły
W czasach zimnej wojny państwa NATO i Układu Warszawskiego masowo budowały schrony, mające pomieścić centra dowodzenia, cywilów i zapasy w razie ataku nuklearnego. Regularnie też prowadzono ćwiczenia i informowano społeczeństwo, jak się wówczas zachować. Po upadku ZSRR w państwach Europy Zachodniej i Środkowej przeciwatomowe schrony popadły jednak w zapomnienie i ruinę. Niektóre stały się atrakcjami turystycznymi… Tyle że nie wszystkie. W USA funkcjonuje m.in. podziemny kompleks dowodzenia w Cheyenne Mountain w Kolorado czy centrum operacyjne w Mount Weather w Wirginii. Również Rosjanie po zakończeniu zimnej wojny nie zaniechali całkowicie konserwacji i budowy przeciwatomowych schronów. Pod Moskwą cały czas istnieje powstały w tamtych latach system podziemnych bunkrów i tuneli, mających chronić rosyjskie władze w razie zagrożenia. Już w 1996 roku w „New York Timesie” donoszono, powołując się na CIA, o budowie tajnego kompleksu dowodzenia ulokowanego głęboko pod górą Jamantau na południowym Uralu. Jego rozbudowa trwa do dziś i nawet w trudnych dla Rosji latach dziewięćdziesiątych XX wieku nie wstrzymano tam prac.
Informacje o schronach nie oznaczają więc wcale, że wkrótce zostanie rozpętana wojna nuklearna. Należy je traktować raczej jako uzupełnienie dotychczasowego rosyjskiego przekazu, który można określić jako „threat power”. Po reformie rosyjskich sił zbrojnych i demonstracji twardej siły w konwencjonalnym konflikcie z Gruzją w 2008 roku i działaniach hybrydowych na Ukrainie, przyszła również pora na projekcję możliwości w dziedzinie strategicznej broni nuklearnej.
W ostatnich latach Rosjanie zapowiedzieli zastąpienie starszych międzykontynentalnych pocisków RS-18B i RS-12M Topol przez nowsze RS-24 Jars i RS-12M1/2 Topol-M, ponowne wprowadzenie do służby zestawów wyrzutni pocisków strategicznych na podwoziach kolejowych i zastąpienie potężnej R 36M Wojewoda rakietą RM 28 Sarmat. Do 2021 roku z rosyjskich arsenałów mają zniknąć wszystkie międzykontynentalne rakiety pochodzące jeszcze z czasów ZSRR, aby zrobić miejsce dla najnowszych modeli rosyjskiej myśli technicznej.
Jest zatem logiczne, że modernizacji systemów rakiet strategicznych przenoszących głowice jądrowe powinna towarzyszyć również budowa nowoczesnych centrów dowodzenia, które umożliwią kierowanie działaniami podczas konfliktu nuklearnego. Rosjanie od dawna opierają swoje wpływy m.in. na posiadaniu broni nuklearnej. Niejednokrotnie też w mniej lub bardziej zawoalowanej formie zapowiadali możliwość jej użycia. Bez zdolności defensywnych w tej dziedzinie, groźby te jednak brzmiały mniej wiarygodnie.
Nieprzypadkowy jest też moment ujawnienia tych informacji. Według Rosjan ogłoszenie na szczycie w Warszawie przez Jensa Stoltenberga, sekretarza generalnego NATO, wstępnej gotowości systemu obrony przeciwrakietowej, w którego skład wchodzi instalacja Aegis Ashore, a który osiągnie pełną gotowość po oddaniu instalacji w Redzikowie, wymagało adekwatnej odpowiedzi. Nie bez znaczenia są również rosyjskie działania wokół Ukrainy. Od początku sierpnia można było obserwować eskalację działań zbrojnych w Donbasie. Rosja ujawniła również rzekome działania dywersyjne, które miały być prowadzone na Krymie przez ukraiński wywiad.
We wrześniu podczas spotkania grupy G 20 w Pekinie odbyła się kolejna runda rozmów przywódców Rosji, Francji i Niemiec w sprawie Ukrainy. Prawdopodobnie chodzi o nacisk na zniesienie sankcji nałożonych przez Zachód. Wbrew buńczucznym zapowiedziom władz rosyjskich, powodują one spore spustoszenie w gospodarce i finansach Federacji. Ich dotychczasowe konsekwencje przypuszczalnie są również powodem ostatnich przetasowań kadrowych, dokonanych przez Władimira Putina. Stanowisko stracił m.in. szef prezydenckiej administracji, wieloletni zaufany współpracownik Putina, Siergiej Iwanow. Nastąpiły także zmiany władz w kilku okręgach federalnych oraz w Federalnej Służbie Celnej. Nowymi szefami w większości zostali ludzie wywodzący się z Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Narasta też konflikt między Putinem a częścią oligarchów, czego przykładem jest spór wokół prywatyzacji kluczowych rosyjskich spółek energetycznych, m.in. Basznieftu, z których dochody miały zasypać rosnącą dziurę budżetową. Bez zniesienia sankcji sytuacja gospodarcza Rosji w ciągu kilkunastu miesięcy może się dramatycznie pogorszyć, zagrażając podstawom funkcjonowania państwa i trwałości obecnej władzy. Dlatego wystosowano specyficzny apel o ich zniesienie.
Ostatni nabój
Rosja odrzuciła wzorce komunikacji wypracowane przez państwa demokratyczne. Jednocześnie nie potrafi stworzyć takich, które mogłyby być akceptowane przez Zachód. Dlatego odwołuje się do starych metod z czasów Związku Radzieckiego. A ich nieodłącznym elementem jest straszenie globalnym konfliktem atomowym. Można już zaobserwować skutki takiego postępowania. W Niemczech, gdzie silne są ruchy pacyfistyczne i antynuklearne, szerokim echem odbił się opublikowany projekt zalecenia niemieckich władz, aby gromadzić zapasy pozwalające na samodzielne przeżycie dziesięciu dni w razie sytuacji kryzysowej. Chociaż zalecenie to wynikało z opracowywanego od kilku lat programu obrony cywilnej, zostało potraktowane jako ostrzeżenie przed zbliżającą się wojną.
Frank-Walter Steinmeier, lider Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), znany z wypowiedzi o „pobrzękiwaniu szabelką” na ćwiczeniach „Anakonda ’16”, zaapelował o „spróbowanie niemożliwego”, czyli zaproponowanie Rosji współpracy w dziedzinie kontroli europejskich zbrojeń. To również powrót do zimnowojennej retoryki niemieckich socjaldemokratów. Jednak w sytuacji, kiedy większość państw członkowskich NATO wydaje na obronność poniżej 2% PKB, a USA koncentrują swoje działania na Dalekim Wschodzie, brzmi to jak naiwne pacyfistyczne postulaty z lat osiemdziesiątych XX wieku.
I zdaje się, że właśnie o to chodzi władzom Federacji Rosyjskiej. Moskwa, w obliczu jedności państw członków NATO zademonstrowanej podczas szczytu w Warszawie, pokonuje kolejny stopień straszenia, przechodząc od gróźb zniszczenia konkretnej europejskiej stolicy za pomocą broni jądrowej do wizji wywołania nuklearnego Armagedonu. Korzysta przy tym z pomocy zachodnioeuropejskich „poputczików”. Zmęczone niekończącym się kryzysem finansowym, emigracyjnym i Brexitem społeczeństwa państw zachodnich są podatne na takie działania. Widać to m.in. po wzroście notowań tzw. antysystemowych partii w państwach Unii Europejskiej, które wzywają do ograniczenia roli NATO, a w swoich programach zwykle mają postulat ułożenia stosunków z Moskwą, w domyśle ułożenia za cenę ustępstw, w tym również terytorialnych, w zakreślanej przez nią rosyjskiej strefie wpływów.
W rzeczywistości pokazuje to jednak raczej, że Rosja wyciąga już ostatni nabój ze swojego arsenału. Stosowana przez lata rosyjska „soft power” z chwilą zajęcia Krymu i wywołania rebelii na wschodniej Ukrainie w dużym stopniu straciła moc oddziaływania. Siła zademonstrowana w Gruzji i na Ukrainie wywołuje z kolei reakcję członków NATO. Pomimo zaangażowania sojuszu poniżej oczekiwań państw Europy Środkowo-Wschodniej, odnowienie zobowiązań i nowe otwarcie jest faktem. Tymczasem Rosja na zapowiedź rozmieszczenia czterech sojuszniczych batalionów w tym rejonie reaguje groźbą wojny światowej. Przełomem z jej strony byłoby np. rozpoczęcie prac nad tarczą antyrakietową na wzór amerykańskiej czy też izraelskiego systemu Iron Dome, która pokrywałaby terytorium całej Federacji Rosyjskiej lub jej większość. Ze względu na możliwości technologiczne i finansowe Moskwy jest to jednak niemożliwe. Takie postępowanie ma znaczenie również w wymiarze wewnętrznym. Utrwala forsowane przez władze rosyjskie wrażenie zagrożenia ze strony Zachodu i postrzeganie Rosji jako oblężonej twierdzy. W atmosferze grożącego międzynarodowego konfliktu łatwiej jest tłumaczyć społeczeństwu konieczność znoszenia coraz większych niedogodności spowodowanych zachodnimi sankcjami. Ważny jest również efekt konsolidacji wokół obecnej władzy.
Jednym z koszmarów czasu zimnej wojny była wizja długotrwałego przebywania w schronie przeciwatomowym. Jest to więc również straszak przywołany w celu sterroryzowania społeczeństwa. Podobnie jak za czasów Związku Radzieckiego, obywatelom Rosji łatwiej będzie znosić coraz większe ograniczenia, przerzucając odpowiedzialność na państwa Zachodu, które rzekomo chcą wpędzić Rosjan do bunkrów przeciwatomowych.
autor zdjęć: Glebstock/Fotolia