Furie „muzy” boga wojny

Ludzie sztuki, uznani pisarze czy celebryci zajęli skrajne postawy wobec zagrożenia ojczyzny. Przypominamy tych, którym winniśmy wdzięczną pamięć.

Człowiek „czynił sobie ziemię poddaną” w cieniu wojen. Tak wybrał. Od tysiącleci więc staraniom ludzkim towarzyszą rwący do przodu na swych upiornych wierzchowcach czterej jeźdźcy Apokalipsy. Wojnie sekundują Śmierć, Głód i Zaraza. Cały ten dynamiczny obraz plag i nieszczęść od wieków inspirował artystów – jak choćby Albrechta Dürera czy Petera von Corneliusa.

Nad wojną, w jej politycznym i militarnym wymiarze, unosił się od zawsze duch kreacji. Stąd określenia: „teatr wojny” czy „sztuka wojny”. Tę drugą rozpropagował wciąż bijący rekordy popularności Sun Zi (Sun Tzu), którego podręcznik wojowania nie zestarzał się od dwóch i pół tysiąca lat. Rady: „Uśmiechaj się, ale trzymaj miecz za pazuchą”; „Bądź silny, lecz pozoruj słabość” – są niczym innym jak tylko lapidarnym instruktażem udawania, zwodzenia, kreacji aktorskiej, z której wyrosła przecież także dyplomacja. Równie stary jak wojna jest więc fortel. Można stwierdzić, że to środek artystycznego wyrazu pola walki. Wymaga jednak obdarzonego fantazją stratega. Szczególnie rozmiłowany w reżyserowaniu bitew – niczym spektakli – był cesarz Francuzów. Napoleon aranżował cały wojenny menuet, między innymi pozorował odsłanianie skrzydeł, by sprowokować uderzenie wroga w oczekiwane miejsce – Marengo czy Austerlitz wyrosły z tej teatralnej kreacji.

Żołnierze musieli na rozkaz cesarza stawać się aktorami, by rozładować „pata”, który stanowił wyzwanie dla kreatywnych dowódców. Tak jak chociażby po zwycięstwie pod Ulm 19 października 1805 roku, kiedy Francuzi parli na Wiedeń. Przeszkodę dla nich stanowił kluczowy most w Spitz nad Dunajem, zaminowany przez Austriaków i gęsto obsadzony przez ich artylerię. I wtedy na scenę wkraczają namaszczeni szybko na aktorów-naturszczyków napoleońscy marszałkowie: Joachim Murat i Jean Lannes, którzy majestatycznie pojawiają się na moście jako apostołowie pokoju, informują zdezorientowanych Austriaków, że strony właśnie podpisują rozejm. Reszta poszła już gładko. W wyniku tej jednoaktówki, bez żadnego wystrzału, droga na Wiedeń stanęła przed cesarzem otworem.

Napoleon – bóg wojny włada nadal wyobraźnią artystów, bo prawdziwe natchnienie sztuce inspirowanej wojną dało kino, które sięgało po legendę tego człowieka nieraz. Kino powstało między innymi po to, by opowiadać o wojnie. Wojna podsuwała gotowe scenariusze i kreowała idealnych bohaterów. Arcydzieła kina wojennego nie starzeją się ani na jotę. W wielu z nich wystąpili zawodowi żołnierze. Widoczna w Parszywej dwunastce nonszalancka pewność Lee Marvina, na którym mundur leży jak druga skóra, przeszła do historii, tak jak scena otwierająca film, gdzie zielone sukno sztabowego stołu jest niczym czysta karta, na której pisze się scenariusz wojny. Żołnierze potrafili być aktorami, gdy taka była potrzeba chwili. Ale męstwo w walce udowodnili też profesjonalni aktorzy, którzy w godzinie „W” zeszli ze sceny, by przywdziać mundur. Zarówno w Hollywood, jak i w Polsce. Aleksander Żabczyński czy Adam Brodzisz mieli na sumieniu niejedno załamanie nerwowe rozkochanej w nich przedwojennej damskiej populacji. Ci czarujący amanci o delikatnych rysach zachowali się jak trzeba we wrześniu 1939 roku. Brodzisz z żoną ruszyli do kopania okopów; Żabczyński, jako absolwent podchorążówki, zmobilizowany walczył w obronie Warszawy w 1 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej, przeszedł szlakiem wojennym do Stanisławowa, stamtąd odyseją do Anglii i 2 Korpusu Polskiego generała Władysława Andersa. Bił się pod Monte Cassino.

Ludzie sztuki, uznani pisarze czy celebryci zajęli skrajne postawy wobec zagrożenia Ojczyzny. Wielu z nich zapisało karty prawdziwego heroizmu. Przypominamy tych, którym winniśmy wdzięczną pamięć. Nasza okładka wykorzystuje magię kina, w której publiczność dostaje niczym balsam na duszę historię alternatywną, a w niej wszyscy nasi artyści-żołnierze wracają do wolnej Polski. Nasi generałowie i wojsko Polskich Sił Zbrojnych idą ramię w ramię z prawdziwym sojusznikiem – generałem George’em Pattonem, który dobrze rozumiał prawdziwe zagrożenie naszej niepodległości.

W całej palecie technik filmowych jest jednak spojrzenie, którego nie odegra najlepszy nawet aktor. To „spojrzenie tysiąca jardów”, zarezerwowane dla tych, którzy widzieli wojnę od podszewki, zajrzeli w dno piekła na ziemi – w puste „oczodoły wojny”. Żabczyński wrócił do Polski i został poproszony, by na scenie zaśpiewał Czerwone maki na Monte Cassino – i ten jeden jedyny raz profesjonalista milczał, pokonało go wspomnienie kolegów żołnierzy, którzy tam zostali…

REKLAMA

Anna Putkiewicz, redaktor naczelny kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO