Resort obrony rok temu zerwał kontrakt z izraelską firmą Aeronautics Defense Systems, która nie potrafiła dostarczyć armii samolotów bezzałogowych. – Problem z Aerostarami był jedną z najpilniejszych spraw, którą musieliśmy się zająć – mówi gen. bryg. Sławomir Szczepaniak, szef Inspektoratu Uzbrojenia.
Polska armia dysponuje trzema typami dronów: izraelskimi Orbiterami, amerykańskimi Scan Eagle oraz bezzałogowcami polskiej produkcji Fly Eye. Tych ostatnich na wyposażeniu wojska jest najwięcej – szesnaście zestawów (po cztery samoloty każdy). Armia ma też piętnaście zestawów Orbiterów i jeden zestaw Scan Eagle składający się z dziesięciu samolotów.
Jako pierwsza w 2005 roku w bezzałogowce została wyposażona elitarna jednostka GROM. Komandosi kupili izraelskie Orbitery. Bezzałogowce sprawdziły się w działaniach specjalnych. Dlatego sięgnęły po nie też wojska lądowe, które potrzebowały dronów w Afganistanie. Na misji okazało się jednak, oprócz niewielkich Orbiterów, żołnierze potrzebują większych bezzałogowców, które będą mogły dłużej przebywać w powietrzu i wzbić się na wyższe wysokości.
Sprawa zakupu tego sprzętu przyspieszyła po tragicznej śmierci kapitana Daniela Ambrozińskiego latem 2009 roku. MON postanowił wówczas doposażyć Polski Kontyngent Wojskowy w Afganistanie, w ramach tzw. pilnej potrzeby operacyjnej. Do przetargu, ogłoszonego pod koniec 2009 roku na dostawę bezzałogowców średniego zasięgu stanęły trzy firmy izraelskie: Israel Aerospace Industry (IAI), Elbit oraz Aeronautics Defense System. Zwycięzcą elektronicznej aukcji okazał się Aeronautics Defense System, który zaproponował najniższą cenę – nieco ponad 88 milionów złotych. Wielu ekspertów ostrzegało wtedy, że cena, ponad dwukrotnie niższa niż ta, którą MON przeznaczył na ten zakup (resort zarezerwował w budżecie na ten cel ponad 185 milionów złotych), nie wróży najlepiej temu kontraktowi. Szybko okazało się, że mieli rację.
Mijały miesiące, a producent nie wywiązywał się z umowy. Drony nie miały automatycznego systemu startu i lądowania, co było jednym z warunków technicznych. Polscy żołnierze w Afganistanie, zamiast więc korzystać ze swojego, musieli posiłkować się sprzętem pożyczanym od Amerykanów. Problem z niewywiązaniem się Aeronautics Defense Systems z zapisów umowy ciągnął się kilkanaście miesięcy. W międzyczasie zmienił się wiceminister obrony odpowiedzialny za zakupy nowego sprzętu i uzbrojenia. Marcina Idzika zastąpił generał Waldemar Skrzypczak. Również on starał się z producentem dronów załatwić sprawę polubownie. Firma jednak nadal nie wywiązywała się z zapisów umowy. Dlatego, późną jesienią 2012 roku resort obrony zdecydował o jej zerwaniu.
Program modernizacji polskiej armii przewiduje, że do 2022 roku nasze siły zbrojne dostaną prawie sto zestawów bezzałogowców. MON chce kupić cztery zestawy klasy operacyjnej (MALE), pięćdziesiąt jeden zestawów klasy mini, dwadzieścia siedem zestawów krótkiego i średniego zasięgu oraz piętnaście najmniejszych, miniaturowych bezzałogowców klasy mikro.
autor zdjęć: mjr Marek Pawlak
komentarze