Bałkany są jak beczka prochu. Moim żołnierzom często powtarzam, że choć to nie jest misja stricte bojowa, to trzeba mieć oczy dookoła głowy. Każdego dnia wyjeżdżamy na patrole, zbieramy dane rozpoznawcze, współpracujemy z żołnierzami serbskimi patrolując tereny przygraniczne – mówi ppłk Arkadiusz Kujawa, dowódca Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Kosowie.
Jak długo jest już Pan w Kosowie?
ppłk Arkadiusz Kujawa: XXXII zmiana Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Kosowie rozpoczęła służbę pod koniec maja. To półmetek misji. Za nami już trzy miesiące służby na Bałkanach, a do kraju zjedziemy najprawdopodobniej pod koniec listopada.
Kto tworzy XXXII zmianę PKW?
W Kosowie służy niespełna 240 osób. Główne siły wystawiła 15 Giżycka Brygada Zmechanizowana, a przede wszystkim 1 Batalion Zmechanizowany Szwoleżerów Mazowieckich. W składzie PKW mamy żołnierzy specjalistów z wielu jednostek wojskowych. To między innymi logistycy, żandarmi, żołnierze zajmujący się współpracą cywilno-wojskową CIMIC, oficerowie z sił powietrznych, marynarki wojennej i łącznościowcy.
Jakim wyposażeniem i uzbrojeniem dysponujecie?
Mamy opancerzone wozy rozpoznawcze BRDM, quady i samochody osobowo-terenowe. Żołnierze mają karabinki i pistolety. To standardowe wyposażenie, którym posługujemy się także w kraju. Dodatkowo możemy wykorzystywać amerykańskie śmigłowce Black Hawk, którymi dysponuje na co dzień Wielonarodowa Grupa Bojowa – Wschód. Śmigłowce na co dzień używane są do zabezpieczenia Sił Szybkiego Reagowania QRF oraz w razie potrzeby jako MEDEVAC. Używa się ich także do prowadzenia rekonesansów powietrznych.
To Pana piąta misja. Wcześniej służył Pan w Syrii i Libanie oraz dwukrotnie pod Hindukuszem. Czy można te zadania porównywać?
Na pewno najtrudniej porównać misję w Kosowie do tej w Afganistanie. Tam była misja stricte bojowa, tu na razie nic złego się nie dzieje. Służba w Kosowie ma bowiem zupełnie inny charakter. Jednak ci, którzy znają Bałkany, wiedzą, że to prawdziwa beczka prochu. Nie możemy tracić czujności, bo nigdy nie wiadomo, kiedy wybuchnie jakiś lokalny konflikt. Moim żołnierzom jeszcze w kraju mówiłem, że choć nie ma tu takiego ryzyka jak w Afganistanie, to nie jadą na wczasy. Mają mieć oczy dookoła głowy. Bo do domu musimy wrócić w takim składzie, w jakim przyjechaliśmy na misję.
W Kosowie polscy żołnierze rozlokowani są w kilku różnych bazach…
Tak. Dowództwo, sztab i logistyka mieści się w bazie w miejscowości Novo Selo, a kompania manewrowa w oddalonej od nas o 40 kilometrów bazie Nothing Hill na południe od miejscowości Leposavić. Poza tym mamy jeszcze swoich ludzi w bazach Bondsteel w Sojevë i w Prisztinie.
Jakie konkretnie działania wykonujecie?
Polski Kontyngent Wojskowy jest częścią Wielonarodowej Grupy Bojowej – Wschód. Do naszych głównych obowiązków należy monitorowanie przestrzegania porozumień i traktatów międzynarodowych tak, by można było zakończyć misję KFOR w Republice Kosowa. Wspieramy więc lokalne władze i jednostki porządkowe w utrzymywaniu bezpieczeństwa. Współpracując z instytucjami lokalnymi i międzynarodowymi na terenie Kosowa zapewniamy swobodę poruszania się w najbardziej newralgicznych rejonach.
Żołnierze pełnią służbę siedem dni w tygodniu, przez całą dobę. W składzie kompanii manewrowej są trzy plutony, które zamiennie wykonują określone zadania. Każdego dnia żołnierze wyjeżdżają na patrole, nadzorujemy naszą strefę odpowiedzialności. Zbieramy dane rozpoznawcze, utrzymujemy Siły Szybkiego Reagowania oraz współpracujemy z żołnierzami serbskimi podczas patroli granicznych.
Na czym polega współpraca z Serbami?
Dwa albo trzy razy w miesiącu odbywamy kilkugodzinne piesze patrole po Administration Bordery Line (ABL) – Administracyjnej Linii Rozgraniczenia Kosowa i Serbii, gdzie w przeszłości dochodziło do rozruchów. To wyczerpujące i wymagające zadanie. Żołnierze poruszają się w pełnym umundurowaniu i oporządzeniu po górskich trasach.
Czy obecnie w Kosowie dochodzi do jakiś incydentów, podczas których muszą interweniować polscy żołnierze?
Na naszej zmianie jak dotąd nic takiego się nie wydarzyło. Żołnierze są dobrze wyszkoleni i przygotowani do zadań. I mimo że Serbowie i Albańczycy są do nas pozytywnie nastawieni, musimy stosować się do określonych wojskowych reguł. Oznacza to, że podczas każdego patrolu żołnierze noszą kamizelki kuloodporne i mają załadowaną broń.
Czuwanie nad bezpieczeństwem to nie jedyne zadania polskich żołnierzy?
Na misji dobrą robotę wykonują też CIMIC-owcy, czyli specjaliści od współpracy cywilno-wojskowej. To oni na co dzień spotykają się z przedstawicielami władz gmin, badają nastawienie ludności, zajmują się przekazywaniem pomocy humanitarnej.
Niedawno zrobiliśmy tak zwaną „białą niedzielę”, polscy medycy pojechali do ludzi najbardziej potrzebujących. Podczas jednego popołudnia lekarz PKW KFOR przebadał dziesiątki osób. Pomógł też małej dziewczynce, która od dłuższego czasu uskarżała się na ból brzucha. Akcja się udała i była bardzo potrzebna, dlatego zamierzamy ją kontynuować. Prawdopodobnie przyjedzie do nas kilku lekarzy specjalistów z kraju. Wtedy zakres pomocy medycznej będzie jeszcze większy.
W ostatnich miesiącach Europę zalewa fala imigrantów z Afryki. Czy problem ten jest także odczuwalny w Kosowie?
To bardzo złożona sprawa. Po pierwsze trzeba pamiętać, że Kosowo jest miejscem, gdzie problemy uchodźców są szczególnie widoczne. Obok siebie żyją tu Albańczycy i Serbowie. A przeszłość zwaśnionych narodów nie pomaga w tworzeniu silnego państwa. Sytuacji nie poprawia także fakt, że bardzo dużo młodych ludzi wyjeżdża z kraju w poszukiwaniu lepszego życia.
Jeśli zaś chodzi o imigrantów, to rzeczywiście NATO-wskie dowództwo misji zwraca uwagę na ten problem. Mówi się także o tym, że Bałkany mogą być celem bojowników Państwa Islamskiego. Na razie nie ma jednak powodu do obaw.
autor zdjęć: arch. prywatne
komentarze