moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Wigilia pod Krzyżem Południa

Oddaleni od Ojczyzny i rodzinnego domu o ponad 8300 kilometrów, przeżywaliśmy Wigilię i świąteczne dni w scenerii afrykańskiego państwa. Namibia właśnie odzyskiwała niepodległość. W Polsce również rodziła się nowa historia. Nikt z nas nie przypuszczał, że wyjeżdżając w marcu 1989 roku z PRL-u, wrócimy w kwietniu 1990 roku do Rzeczypospolitej Polskiej.


Moje święta Bożego Narodzenia w 1989 roku były wyjątkowe. Nie tylko zresztą dla mnie, lecz także dla 353 żołnierzy Polskiego Kontyngentu Wojskowego i 20 obserwatorów ONZ w Namibii. Polacy wzięli wówczas udział w misji pokojowej w Namibii w ramach Grupy Przejściowej Pomocy ONZ (United Nations Transition Assistance Group – UNTAG), powołanej do nadzorowania początkowej fazy demokratyzacji nowo powstałego kraju.

Atmosferę nostalgii i rodzinnej tęsknoty pogłębiał namibijski klimat. Zamiast śniegu, mrozu i świerkowych lasów był podzwrotnikowy upał i busz. W Namibii, odwrotnie niż w Polsce, od listopada do marca trwa lato, a zamiast Wielkiej Niedźwiedzicy na niebie widać Krzyż Południa. Święta Bożego Narodzenia to czas, kiedy obcy sobie ludzie, reprezentujący nawet różne religie, pozdrawiają się i uśmiechają do siebie. W dniach poprzedzających Wigilię również w Namibii żołnierze różnych kontyngentów – Polacy, Czesi, Hiszpanie, Szwajcarzy, Australijczycy, Finowie, Brytyjczycy, Duńczycy, Kanadyjczycy, Kenijczycy i inni – pozdrawiali się z angielska: „Merry Christmas!”.

Polscy żołnierze stacjonujący w dwóch bazach – w stolicy Windhoek oraz w Grootfontein – starannie przygotowywali się do wieczerzy wigilijnej, pomimo trudnych, codziennych obowiązków misyjnych. Tradycji musiało się stać zadość. Kucharze wychodzili z siebie, aby zdobyć potrzebne wiktuały i przygotować tradycyjne potrawy. Nie było to łatwe, chociaż w magazynach było w bród żywności różnego rodzaju. Byliśmy przecież jednostką logistyczną. Nie brakowało zatem artykułów trudnych do zdobycia w tamtych latach w Polsce: pomarańczy, bananów, cytryn, fig i granatów. Ale to co innego. Dzięki takim kucharzom, jak podoficerowie Karbowy, Owczarek, Kurzela i Suduł, nie zabrakło przede wszystkim uszek i barszczu, różnych pierogów, śledzi, grochu z kapustą oraz ciast. Nie było jednak tradycyjnego polskiego karpia, zastąpiono go zatem rybami morskimi.

Busz zamiast świerków

Podczas kolacji wigilijnej łamano się opłatkiem przywiezionym z kraju, życząc sobie przede wszystkim szczęśliwego powrotu do Polski oraz szybkiego spotkania z rodzinami. Dużo radości towarzyszyło przystrajaniu drzewek ozdobami i lampkami. Nie przeszkadzał nawet fakt, że w pobliskim buszu nie uświadczyło się świerków i jodeł, z których powstawały w Polsce piękne, świąteczne choinki. Zamiast nich rosły potężne figowce i fikusy oraz różne rachityczne krzewy. Okazało się jednak, że na biurkach i stolikach w pomieszczeniach sypialnych, jak za pociągnięciem zaczarowanej różdżki, pojawiły się przywiezione z kraju sztuczne, małe choinki. Przy tak zaimprowizowanych i zorganizowanych chwilach wigilijnych śpiewano znane od dziecka kolędy. Przez całe święta puszczano kasety z nagraniami kolęd. Przy dźwiękach „Cichej nocy” czy „W żłobie leży” większość żołnierzy miała łzy w oczach. Nie kryli się z tym nawet weterani misyjni, którzy już dwa lub trzy razy służyli poza granicami kraju, np. w Syrii czy na wzgórzach Golan.

Trudniejsze przygotowania do Wigilii towarzyszyły polskim obserwatorom ONZ. Tych 20 oficerów rozrzucono w dwu- lub trzyosobowych zespołach po całej Namibii. Ci przebywający na północy na początku misji przeżyli atmosferę grozy i niebezpieczeństwo utraty życia. Miało to miejsce w kwietniu 1989 roku podczas tzw. dziewięciodniowej wojny pomiędzy siłami wyzwoleńczymi Namibii (SWAPO) a wojskami RPA. Obserwatorzy często gościli w naszych bazach, również w czasie świąt. Ci, co nie byli z nami podczas Wigilii, opowiadali, że po raz pierwszy w ich życiu wieczerza składała się z nadziewanego indyka, a zamiast pierogów były ryby morskie oraz kraby, krewetki i małże.

Ostatnia misja bez kapelana

Wspominałem już o klimacie tropikalnym. Przy temperaturze dochodzącej w dzień do 40 stopni Celsjusza w cieniu, a w nocy do 20, można było się cieszyć ze świątecznych dni. W drugi dzień Bożego Narodzenia wybraliśmy się więc z kolegami popływać w odkrytym basenie, było ponad 30 stopni w cieniu. Podobnie było w noc sylwestrową – o godzinie 24 przywitaliśmy Nowy Rok 1990 kąpielą w basenie.


Nie wszyscy żołnierze świętowali, np. kierowcy i żołnierze obsługi magazynów. Dla wielu z nich były to normalne dni robocze. Magazynierzy na przykład musieli wydawać i przyjmować towary. Codziennie w trasie było kilkadziesiąt samochodów ciężarowych, w tym starów i jelczy prowadzonych przez polskich kierowców. Dowoziły towar do innych kontyngentów wojskowych, odległych o kilkaset kilometrów.

Dużo szczęścia mieli jednak kierowcy, którzy w dni świąteczne dostarczali towar do kontyngentów w Katima Mulillo. Miejscowość ta – leżąca nad Zambezi, na samym końcu wysuniętego cypla graniczącego z Botswaną, Zambią i Angolą – była odwiedzana przez polskich żołnierzy z niezwykłą estymą i radością. Była tam misja katolicka dla dziewcząt, prowadzona przez polskie siostry zakonne. Żołnierze przyjeżdżający tam spotykali się z niezwykle serdecznym przyjęciem sióstr. Była to swoista oaza polskości w kraj, gdzie na co dzień posługiwano się dialektami murzyńskimi, a językami urzędowymi był angielski i afrikaans. Był też w Katima Mulilo kościół katolicki z irlandzkim księdzem. Dla polskich żołnierzy miało to ogromne znaczenie, biorąc pod uwagę, że w naszym kontyngencie nie było kapelana. Była to chyba ostatnia polska misja wojskowa poza granicami kraju bez udziału kapelanów i psychologów.

Horrendalne trzy dolary

Jak już wspomniałem, tylko część żołnierzy pracowała w dni świąteczne. Pozostali wolne chwile wykorzystywali przede wszystkim na pisanie listów do rodzin oraz oglądanie polskich filmów na kasetach wideo. Dużym powodzeniem cieszyły się „C.K .Dezerterzy” i „Kogel mogel”. Poczta od najbliższych docierała z kraju raz w tygodniu. Zdarzały się jednak i opóźnienia. Pamiętam dobrze te chwile oczekiwania przed świętami na listy, w których były opłatki i życzenia. Widywałem także łzy zawodu u niektórych kolegów, bo listy nie dotarły na czas.

Niezwykłym przeżyciem była rozmowa z najbliższymi przez radiostację. Czekało się na nią w kolejce nieraz kilka tygodni, a ci, którzy mogli porozmawiać podczas świąt z żoną i dziećmi, byli szczęśliwcami. Te rozmowy utrudniał fakt, że każdorazowo na zakończenie swojej kwestii mówiło się: „Odbiór”. Dopiero po przerwie mogła mówić żona lub dzieci i znowu: „Odbiór”. Ten tryb rozmowy rodził komiczne sytuacje lub nieporozumienia. Pamiętam, jak kolega po takiej rozmowie musiał uspokajać żonę dzwoniąc z budki telefonicznej, bo kobieta zrozumiała, że miał wypadek i jest ranny. Rozmowa przez telefon z budki na ulicy kosztowała aż trzy dolary amerykańskie za minutę. W tamtych czasach był to wręcz horrendalny koszt i nie każdego było na to stać.

Mecze z potomkami Burów

Podczas świąt nie zabrakło także sportowych atrakcji. Królowała, jak zwykle, piłka nożna oraz siatkówka, tenis stołowy i brydż. Drużyna piłki nożnej mogła się pochwalić meczami rozgrywanymi z żołnierzami RPA. Jeden z kolegów uznał wtedy, że chyba jesteśmy pierwszymi Polakami, którzy grają w piłkę z Afrykanerami, potomkami Burów. Tym większa była radość, że w większości były to mecze zwycięskie.

Czas świąteczny i wolne dni sprzyjały wycieczkom turystycznym. Namibia odkrywała swoje tajemnice i atrakcje, tak przecież odmienne od polskich i europejskich. Niedaleko, bo tylko kilkanaście kilometrów od polskiej bazy w Grootfontein, znajdował się największy na świecie, leżący na powichrzeni i ważący ponad 50 ton meteoryt Hoba. Niezapomnianych wrażeń dostarczał pobyt w parku narodowym ETOSZA, gdzie na wolności można było spotkać prawie wszystkie afrykańskie zwierzęta. Z wypiekami na twarzy opowiadaliśmy sobie o tym, jak blisko przejeżdżaliśmy samochodem obok słonia czy lwa. A zebry, strusie, żyrafy i antylopy robiły wrażenie ze względu na różnorodność i masowe stada.

Dzisiaj, gdy oglądam w telewizji programy przyrodnicze, jak np. „Boso przez Świat” Cejrowskiego, opowiadam wnukom, że osobiście widziałem plemię Himba z charakterystycznymi umalowanymi na czerwono kobietami. Widziałem Buszmenów oraz rezerwat fok uchatek, około 30 tysięcy sztuk w jednym miejscu. A także Welwichę – długowieczną roślinę żyjącą na najstarszej w dziejach ziemi pustyni Namib. Niektóre jej egzemplarze mają około 2000 lat.

Płacz rodzin

Mimo upływu 26 lat od niezapomnianej Wigilii w Namibii i świąt pod Krzyżem Południa do dzisiaj są one dla mnie ważne również ze względu na pamięć o kolegach, którzy zginęli tam w wypadku drogowym 5 września 1989 roku. Siedząc przy wigilijnym stole zdawaliśmy sobie sprawę, że w dalekiej Ojczyźnie rodziny chorążych Ryszarda Zalewskiego, Władysława Wojciechowskiego i Jana Boleszczuka przeżywają żal po stracie mężów i ojców.

Nigdy nie zapomnę też przyjaciół z tamtego czasu, na których zawsze można było polegać w trudnych chwilach. Za to im teraz dziękuję. Przy wspólnym wigilijnym stole w dalekiej Namibii siedzieli obok mnie m.in.: ppłk Jan Kempara, ppłk Bogusław Ludwikowski, mjr Zdzisław Jamka, ppłk Jan Piątkowski, mjr Marek Rachwalik, mjr Jerzy Banach oraz chorążowie Ryszard Jaworski i Bronisław Bubiak.

Jeszcze jedna osobista refleksja. Łączy ona mnie i mojego syna Rafała, dziś podpułkownika Wojska Polskiego, weterana misji w Iraku i Afganistanie. Mimo że jego zmiany nie przypadały na czas świąt Bożego Narodzenia, lecz na Wielkanoc, to nasze wspomnienia noszą wspólne cechy: tęsknotę za bliskimi, poczucie samotności, niepokój o żonę i dzieci oraz długie oczekiwania i liczenie dni powrotu do domu. Jedna charakterystyczna rzecz odróżnia misje syna od mojej. U niego było to realne i codzienne zagrożenie życia i zdrowia, które wiązało się z udziałem w misjach o charakterze bojowym w krajach, gdzie trwała wojna.

Praca nadesłana na konkurs „Święta Bożego Narodzenia na służbie”.

ppłk rez. Ryszard Miernik , podczas misji pokojowej ONZ w Namibii był zastępcą dowódcy PKW

autor zdjęć: chor. Marcin Szubert, Grzegorz Ciechanowski / skmponz.szczecin.pl/pkw-untag

dodaj komentarz

komentarze

~wanda
1451301900
Bardzo podobała mi się historia opisana ,przez ppł Ryszarda Miernika ,pamiętam jak był na misji ,bo po świętach bożego narodzenia 06.011990 w święto trzech króli wyszłam za mąż za brata Ryszard Andrzeja i zostałam bratową ,i dopier w kwietniu poznałam swojego szwagra ,
88-0A-C9-FC

Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
 
Wybiła godzina zemsty
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Karta dla rodzin wojskowych
Olimp w Paryżu
„Szpej”, czyli najważniejszy jest żołnierz
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Norwegowie na straży polskiego nieba
Wzmacnianie granicy w toku
Święto podchorążych
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Marynarka Wojenna świętuje
W MON-ie o modernizacji
O amunicji w Bratysławie
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Od legionisty do oficera wywiadu
„Szczury Tobruku” atakują
Polskie „JAG” już działa
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Zmiana warty w PKW Liban
A Network of Drones
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
Jesień przeciwlotników
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
„Jaguar” grasuje w Drawsku
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Setki cystern dla armii
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Święto w rocznicę wybuchu powstania
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Huge Help
Jaka przyszłość artylerii?
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Right Equipment for Right Time
Czworonożny żandarm w Paryżu
Ostre słowa, mocne ciosy
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
„Husarz” wystartował
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Nowe uzbrojenie myśliwców
Transformacja dla zwycięstwa
Medycyna w wersji specjalnej
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Olympus in Paris
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Siły specjalne” dały mi siłę!

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO