Prawie 7 tysięcy żołnierzy, w tym tysiąc zagranicznych, wzięło udział w manewrach „Dragon-15”. Były to najważniejsze ćwiczenia spośród tych, które odbywały się w Polsce w 2015 roku. Z kolei najpoważniejszym testem dla wojsk NATO był „Trident Juncture”, rozgrywany w Hiszpanii, we Włoszech i w Portugalii. Na poligonach południowej Europy stawiło się 36 tysięcy żołnierzy.
W ćwiczeniach „
Dragon-15
”, które odbyły się w październiku (13–23), wzięło udział ponad 6 tysięcy polskich żołnierzy i niemal tysiąc z wojsk sojuszniczych. Na poligonach pojawili się wojskowi z oddziałów pancernych i zmechanizowanych, sił specjalnych, desantu, artylerii, a także przeciwlotnicy, saperzy, lotnicy, zwiadowcy, operatorzy bezzałogowców, łącznościowcy, logistycy, wojskowi medycy i chemicy, grupa CIMIC oraz żandarmi.
Gospodarzem „Dragona” była 11 Dywizja Kawalerii Pancernej pod dowództwem gen. dyw. Jarosława Miki. – W ćwiczeniu wzięło udział ponad 2500 naszych żołnierzy i prawie tysiąc jednostek sprzętu – mówi mjr Artur Pinkowski, szef sekcji prasowej „Czarnej Dywizji”.
Najtrudniejszym przedsięwzięciem pod względem logistycznym było przetransportowanie tak dużej liczby żołnierzy i sprzętu z Żagania na poligon w Orzyszu. By temu podołać, zorganizowano 12 transportów kolejowych i kilkanaście transportów drogowych.
To były wyjątkowe ćwiczenia
Oprócz Polaków, w „Dragonie” ćwiczyło także niemal tysiąc wojskowych z innych państw NATO. Do Polski przyjechali żołnierze z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Kanady i USA oraz ponad 700 sztuk sprzętu. – Z naszymi sojusznikami z NATO wykonywaliśmy zadania taktyczne i ogniowe. Brytyjczycy wspierali działania 10 i 34 Brygady Kawalerii Pancernej za pomocą czołgów Challenger 2 oraz transporterów opancerzonych Warrior. Niemcy korzystali z BWP Marder 1 oraz Leopardów 2A6 – dodaje mjr Artur Pinkowski. Żołnierze z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Kanady i Stanów Zjednoczonych weszli w skład Wielonarodowej Grupy Bojowej. Zaangażowanie wojsk sojuszniczych było istotnym elementem ćwiczenia i już teraz wiadomo, że w 2016 roku DGRSZ skupi się na przedsięwzięciach szkoleniowych z udziałem żołnierzy NATO.
„Dragon” to manewry, które odbywają się cyklicznie, co dwa lata. Jednak ten, który został przeprowadzony w 2015 roku, był wyjątkowy z kilku powodów. Przede wszystkim były to pierwsze tak duże ćwiczenia, które zorganizowano po wejściu w życie reformy dowodzenia. Wprowadziła ona podział na Dowództwo Generalne (force provider), odpowiadające za szkolenie i przygotowanie wojsk, i Dowództwo Operacyjne (force user), które w sytuacji zagrożenia dowodzi operacją połączoną. To rozróżnienie miało wpływ na organizację ćwiczeń „Dragon-15”. W tym roku położono też szczególny nacisk na planowanie, organizowanie i prowadzenie działań obronnych z uwzględnieniem pododdziałów obrony terytorialnej oraz Narodowych Sił Rezerwowych.
„Dragon-15” różnił się od swoich poprzedników także tym, że wojskowi przestali z góry zakładać, że tak duże ćwiczenia muszą się zakończyć sukcesem. – Dokumenty tworzone po ich zakończeniu nie zaczynają się już standardowo od zdania, że „wszystkie cele zostały osiągnięte”. Najważniejsze nie było dla nas to, aby pododdziały wykonały strzelania na najwyższe oceny i wszystko odbyło się zgodnie z planem. Stwarzaliśmy sytuacje pozwalające realnie ocenić poszczególne systemy rozpoznania, dowodzenia, rażenia czy zabezpieczenia logistycznego – tłumaczy w wywiadzie dla „Polski Zbrojnej” gen. Mirosław Różański, dowódca generalny. – Paradoksalnie, gdy w trakcie ćwiczeń stwierdziliśmy jakiś błąd, uznawaliśmy to za pozytyw. Bo tylko w takiej sytuacji można podjąć działania, które doprowadzą do eliminowania niedociągnięć. W przeszłości ćwiczenia już zawczasu były oceniane jako sukces, a dopiero w kuluarach rozmawiano o tym, że to czy tamto niedomagało, zostało niewłaściwie wykonane. Musimy nauczyć się, że w trakcie tak dużych ćwiczeń błąd jest akceptowalny, ponieważ możemy go naprawić – podkreśla gen. Różański.
„Trident Juncture” jako sprawdzian dla NATO
– Niestabilna sytuacja w Afganistanie, na Bliskim Wschodzie oraz w państwach Afryki Północnej to wyzwanie, któremu muszą stawić czoła nie tylko władze w wymienionym regionie, lecz cała społeczność międzynarodowa. To problemy, które wyznaczają także nowy kierunek w długoterminowych strategiach NATO – mówił Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO, na zakończenie „Trident Juncture”.
W manewrach „Trident Juncture 2015”, które odbyły się na początku października, wzięło udział 36 tysięcy żołnierzy z 30 państw NATO i krajów partnerskich. Działania prowadzono jednocześnie w kilku państwach południowej Europy – w Hiszpanii, we Włoszech i w Portugalii. W tych największych od 2002 roku ćwiczeniach NATO zaangażowani byli także polscy chemicy, komandosi, żandarmi oraz piloci. W sumie Polska wysłała na poligony sojuszników 640 żołnierzy oraz 200 sztuk ciężkiego sprzętu.
Podczas „Trident Juncture” pomyślną certyfikację NATO przeszli specjaliści z 4 Brodnickiego Pułku Chemicznego. To właśnie oni będą stanowić trzon Sił Odpowiedzi NATO 2016, które 1 stycznia przejdą w 12-miesięczny okres gotowości. Rolą chemików na ćwiczeniach było rozpoznanie oraz neutralizacja skażeń wywołanych użyciem broni masowego rażenia. – Na bazie dowództwa wydzielonego z 4 Pułku utworzono Task Force, który przejmie dowodzenie w ramach SON 2016 – mówi ppłk Piotr Wachna, dowódca Wielonarodowego Batalionu Obrony przed Bronią Masowego Rażenia. – Od 1 stycznia będziemy oczekiwać na rozkazy Dowództwa Sił Połączonych. Będziemy utrzymywać gotowość do naszych działań poprzez ćwiczenia wewnętrzne oraz międzynarodowe – dodaje ppłk Piotr Wachna.
Polska znaczącym graczem
Na ćwiczeniach w Portugali był m.in. zespół MERT (Multirole Exploitation Reconnaissance Team). W jego skład wchodzą operatorzy z Jednostki Wojskowej Komandosów, którzy pod dowództwem chemików pobierają próbki niebezpiecznych materiałów z trudno dostępnych miejsc. O obecności polskich komandosów na „Trident Juncture” mówi gen. bryg. Jerzy Gut, dowódca Komponentu Wojsk Specjalnych. – Były to największe ćwiczenia NATO od ponad dekady, nie mogło nas zatem na nich zabraknąć. Staramy się wykorzystać każdą okazję do współpracy z naszymi NATO-wskimi sojusznikami z sił specjalnych – zaznacza gen. Gut. – Od 2013 roku, kiedy dołączyliśmy do elitarnego klubu 6 państw mających zdolności państwa ramowego NATO w zakresie operacji specjalnych, Polska stała się znaczącym graczem. W 2016 roku państwem ramowym dla Komponentu Operacji Specjalnych (ang. Special Operations Component) Sił Odpowiedzi NATO są Stany Zjednoczone, nasz partner strategiczny od 2009 roku – dodaje dowódca Komponentu Wojsk Specjalnych.
W ćwiczeniach „Trident Juncture” uczestniczyli również piloci z 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego, którzy przylecieli do Hiszpanii w zespole sześciu F-16.
Ważną rolę odegrali także zasilający sekcję dowodzenia oficerowie polskiej marynarki wojennej oraz operatorzy z Oddziałów Specjalnych Żandarmerii Wojskowej. Pluton OSZW z Mińska Mazowieckiego wchodził w skład hiszpańskiej kompanii MP (Military Police - Policia Militar). W jej ramach wykonywał zadania z zakresu m.in. przeszukiwania zatrzymanych osób i pojazdów, opanowywania zamieszek oraz postępowania z jeńcami wojennymi. - Strona hiszpańska wspierała nas na szczeblu szkoleniowym oraz logistycznym. Umożliwiono nam korzystanie z obiektów, środków pozoracji pola walki, a także udostępniono miejsca noclegowe – zapewnia ppor. Kamil Barański z OSZW - Oceniając współpracę ze stroną hiszpańską, należy podkreślić duży profesjonalizm oraz zaangażowanie obu stron – dodaje ppor. Barański.
autor zdjęć: Michał Zieliński
komentarze