moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Wspomnienia z rejsu dookoła świata

Na morzu spędzili 300 dni, przemierzając ponad 38 tysięcy mil. Doświadczyli tropikalnych upałów i huraganów o sile 12 stopni w skali Beauforta – 10 lutego 1996 roku dobiegł końca historyczny rejs żaglowca ORP „Iskra”. W rocznicę tego wydarzenia jego uczestnicy spotkali się w Akademii Marynarki Wojennej.

Bałtyk i jego uroki zimową porą, Iskra na redzie portu Gdynia, 299 dzień rejsu.

Od wielu dni trzymał tęgi mróz. Ludzie zgromadzeni na skwerze Kościuszki w centrum Gdyni dreptali, przytupywali, chuchali w zmarznięte dłonie. Nagle nad ich głowami gruchnęła muzyka. Marynarze z orkiestry reprezentacyjnej zaczęli grać i maszerować wzdłuż nabrzeża. – Za wcześnie, przecież… – popłynęło wśród tłumu. Później okazało się, że innego wyjścia nie było, bo muzykom powoli zamarzały instrumenty.


Wreszcie na horyzoncie pojawiły się długo wyczekiwane okręty, a wśród nich ten najważniejszy – żaglowiec ORP „Iskra”. Był 10 lutego 1996 roku, a on wracał do domu po 300 dniach w dalekim świecie. Tak szczęśliwego końca dobiegał jeden z najbardziej niezwykłych projektów w dziejach Marynarki Wojennej RP.

W drodze na nasz Everest

– Pogłoski o tym, że popłyniemy dookoła świata, krążyły przez kilka miesięcy, ale żadna konkretna informacja do nas nie docierała – wspomina kmdr por. Wojciech Mundt, obecnie rzecznik Akademii Marynarki Wojennej, a wówczas świeżo upieczony podchorąży. Wreszcie bomba wybuchła. – Rozpoczęła się długa seria badań lekarskich, szczepień, dostaliśmy specjalne mundury przystosowane do tropikalnych upałów.

W wyprawie miało wziąć udział 34 studentów pierwszego roku Wydziału Nawigacji i Uzbrojenia Okrętowego. Jeszcze kilka miesięcy temu zdawali egzaminy wstępne, a teraz… dziesięć miesięcy pod żaglami, trzy oceany, porty rozsiane na kilku kontynentach. Mieli zostać rzuceni na naprawdę głęboką wodę. Nie tylko zresztą oni. Krystyna Witek była wówczas młodą lektorką języka angielskiego. Tak jak dziś prowadziła zajęcia w Akademii Marynarki Wojennej. – To działo się w październiku, może listopadzie 1994 roku. Wracałam z delegacji, kiedy szef zapytał mnie, czy nie chciałabym, tak jak dotąd, uczyć studentów angielskiego, tyle że na pokładzie żaglowca. Początkowo była mowa o połowie rejsu, potem podchorążowie i wykładowcy mieli się zmienić. Trochę się wahałam, ale pomyślałam sobie: „czemu nie”. W styczniu stało się jasne, że wymiany nie będzie, a my opłyniemy świat – wspomina. Pani Krystyna była jedną z dwóch kobiet, które dołączyły do wyprawy. W sumie z podchorążymi popłynęło pięciu wykładowców i lekarz. Nad ich bezpieczeństwem czuwało 18 członków stałej załogi.

Tymczasem ORP „Iskra” do rejsu przygotowywał się od lat. – W 1987 roku ówczesny dowódca Marynarki Wojennej RP wiceadmirał Piotr Kołodziejczyk skierował mnie na pokład żaglowca „Dar Młodzieży” – wspomina kontradm. Czesław Dyrcz, wykładowca Akademii Marynarki Wojennej, a wówczas dowódca „Iskry”. – Na stanowisku drugiego oficera miałem opłynąć świat i w ten sposób przygotować się do rejsu naszym okrętem – tłumaczy.

Biało-czerwona na tle Andów, Ushuaia, Argentyna.

Kilka lat później ORP „Iskra” przepłynął Atlantyk. Odwiedził Stany Zjednoczone przy okazji obchodów 500-lecia odkrycia Ameryki, brał udział w międzynarodowych regatach, stał się też laureatem Medalu Pokoju. Konsekwentnie budował swój prestiż, by w końcu zmierzyć się z żeglarskim Everestem. – Rejs dookoła świata miał się rozpocząć już kilka lat wcześniej, ale z różnych przyczyn pomysł był odkładany. Wreszcie nadarzyła się doskonała okazja. Polska dopiero co wystąpiła z Układu Warszawskiego, za moment miała dołączyć do NATO. Potrzebowaliśmy spektakularnego wyczynu, który przypomniałby o polskiej marynarce, jej możliwościach, o biało-czerwonej banderze – opowiada kontradm. Dyrcz. – W tym czasie dostaliśmy też zaproszenie do Indonezji, która świętowała 50. rocznicę niepodległości. Nasi dowódcy doszli do wniosku, że skoro już wybierzemy się tak daleko, to czemu, korzystając z okazji, nie pójść jeszcze dalej…

Trzy minuty rozmowy

Żaglowiec wyruszył w morze 18 kwietnia 1995 roku o godzinie 14.00. Na gdyńskim skwerze Kościuszki żegnali go między innymi prezydent Lech Wałęsa i tłumy mieszkańców Trójmiasta. Do granicy polskich wód terytorialnych „Iskrze” towarzyszył mały okręt rakietowy ORP „Piorun”.

Jednostka planowała odwiedzić porty w Hiszpanii, Republice Zielonego Przylądka, Brazylii, RPA, na Mauritiusie, w Indonezji, Australii, Nowej Zelandii, Argentynie, na Falklandach, w Portugalii oraz Wielkiej Brytanii. – Mieliśmy doświadczyć zarówno tropikalnych upałów, jak i przenikliwego zimna; żeglowania na spokojnym, przyjaznym morzu oraz huraganów i sztormów – wspomina kmdr por. Mundt.


Na dzień dobry podchorążowie musieli oswoić się ze specyficznym rytmem życia na okręcie. – Nie było to łatwe, bo doświadczenie mieliśmy bardzo niewielkie – podkreśla kmdr ppor. Robert Legiędź, dziś oficer operacyjny na fregacie ORP „Gen. T. Kościuszko”, wówczas podchorąży pierwszego roku. – Czas musieliśmy dzielić pomiędzy wachty, ćwiczenia, wykłady i naukę do egzaminów. Do tego dochodziły jeszcze alarmy „do żagli”, kiedy to zmieniała się pogoda i wszyscy byliśmy potrzebni na pokładzie – wylicza. Kmdr por. Mundt wspomina, jak to pewnego dnia zakończył wachtę o czwartej nad ranem, a już o ósmej musiał zameldować się na wykładzie. – Liczyłem choćby na cztery godziny snu. Nagle rozległ się alarm. W sumie przespałem może trzydzieści minut – opowiada. Krystyna Witek największy problem miała z kołysaniem. – Cierpiałam na chorobę morską i początkowo sporo czasu spędzałam na pokładzie. Nie tylko zresztą ja. Z grupą podchorążych założyliśmy nawet klub miłośników burty zawietrznej – śmieje się. Trudna była też wielomiesięczna rozłąka z rodzinami. – Każdemu przysługiwały tylko trzy minuty rozmowy przez radio miesięcznie. Dlatego ważne były wejścia do portów. Tam czekały na nas listy od najbliższych – wyjaśnia kmdr por. Mundt. – No i wreszcie można było choć trochę odespać…

Najbliższy ląd? Pod stopami

Uczestnicy rejsu zgodnie przyznają, że każdy jego etap przynosił coś nowego, innego, wartego zapamiętania. Podczas postojów w portach studenci mieli okazję zwiedzić miasta, które wcześniej były dla nich zaledwie punktami na mapie. – Na bieżąco mogli sprawdzać, czy robią postępy w angielskim. Robili, a dla mnie była to dodatkowa satysfakcja – śmieje się Krystyna Witek i przyznaje, że ona sama podczas rejsu zrealizowała wielkie marzenie. – Zawsze chciałam dotrzeć do Australii i to mi się udało. W dodatku na miejscu poznałam fantastycznych ludzi. Do dziś z sobą korespondujemy – wspomina.

Podczas wyprawy nie brakowało chwil pełnych grozy. – Na pewno taką było przejście z Nowej Zelandii do przylądka Horn – podkreśla kmdr ppor. Legiędź. „Iskra” spędziła wówczas na Pacyfiku 29 dni. Tylko cztery upłynęły bez sztormowej pogody. Siła wiatru dwukrotnie osiągnęła wówczas najwyższą wartość – 12 stopni w skali Beauforta, wysokość fal dochodziła do 15 metrów, temperatura oscylowała w granicach zera, padał na przemian grad i śnieg. Dowódca okrętu niemal nie schodził z mostka, robiąc zaledwie kilkugodzinne przerwy na odpoczynek, marynarze zaś otrzymali zakaz rozbierania się do snu, by w razie potrzeby błyskawicznie mogli zameldować się na pokładzie. – Kołysało tak bardzo, że w pewnym momencie jeden z kolegów wypadł z koi razem z materacem. Po prostu zapomniał go przywiązać – wspomina kmdr por. Mundt. Jakby tego było mało, przez 28 dni żaglowiec płynął bez kontaktu z jakąkolwiek inną jednostką. Marynarze żartowali, że najbliższy ląd znajduje się pod ich stopami. – Ale było warto. Zamknęliśmy krąg wokół Ziemi, osiągnęliśmy przylądek Horn, a to stanowi marzenie każdego żeglarza – przyznaje kmdr ppor. Legiędź.

W poszukiwaniu toru wodnego w Kanale Kilońskim.

Trudny okazał się także sam finisz wyprawy. – Styczeń i luty 1996 roku na północy Europy były wyjątkowo mroźne. A my z Morza Północnego na Bałtyk mieliśmy przejść na skróty, nie przez Cieśniny Duńskie, lecz Kanałem Kilońskim. Musieliśmy przecież zdążyć na jubileusz Gdyni – wspomina kontradm. Dyrcz. Problem w tym, że kanał niemal całkowicie zamarzł. Pozostało tylko wąska szczelina biegnąca jego środkiem. Lód zalegał też na zachodnim Bałtyku. – Drogę do portu w Gdyni torował nam okręt ratowniczy ORP „Lech” – zaznacza kontradm. Dyrcz. Ale ostatecznie żaglowcowi udało się szczęśliwie wrócić do domu.

„Iskra” nasza jedyna

Z okazji 20. rocznicy zakończenia rejsu w Akademii Marynarki Wojennej zorganizowane zostało specjalne sympozjum. Wzięli w nim udział ówcześni członkowie załogi, podchorążowie, wykładowcy. Były wspomnienia, prezentacje filmów i zdjęć, goście raz jeszcze mogli wejść na pokład żaglowca, którym dwie dekady wcześniej okrążyli świat. – Latem będzie okazja, by na krótko wyjść na jego pokładzie w morze – zapowiada kmdr por. Mundt. Niektórzy uczestnicy spotkania przekazali do Muzeum Marynarki Wojennej przywiezione z wyprawy pamiątki. Zgodnie przyznają oni, że rejs był dla nich przygodą życia.


– Dzisiaj niektórzy z jego uczestników to już poważni oficerowie, inni zdążyli zrzucić mundur. I może to zabrzmi nieskromnie, ale ciągle łączy nas jednak to, że razem, wojskowi i cywile, dokonaliśmy rzeczy niezwykłej – podsumowuje kontradm. Dyrcz.

ORP „Iskra” do dziś pozostaje jedynym okrętem polskiej marynarki, który opłynął kulę ziemską.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Piotr Bekier, Lech Derlacz, Wojciech Szymczak

dodaj komentarz

komentarze


Rosomaki w rumuńskich Karpatach
 
Transformacja wymogiem XXI wieku
Olympus in Paris
Polskie „JAG” już działa
Norwegowie na straży polskiego nieba
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Transformacja dla zwycięstwa
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Co słychać pod wodą?
Fundusze na obronność będą dalej rosły
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
„Szpej”, czyli najważniejszy jest żołnierz
Terytorialsi zobaczą więcej
Jesień przeciwlotników
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Szczury Tobruku” atakują
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Wzmacnianie granicy w toku
Right Equipment for Right Time
Wybiła godzina zemsty
Medycyna w wersji specjalnej
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Jaka przyszłość artylerii?
„Husarz” wystartował
Karta dla rodzin wojskowych
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Setki cystern dla armii
Czworonożny żandarm w Paryżu
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Zyskać przewagę w powietrzu
Święto w rocznicę wybuchu powstania
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
O amunicji w Bratysławie
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Bój o cyberbezpieczeństwo
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Więcej pieniędzy za służbę podczas kryzysu
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Operacja „Feniks”. Żołnierze wzmocnili most w Młynowcu zniszczony w trakcie powodzi
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Olimp w Paryżu
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Szef MON-u na obradach w Berlinie
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ostre słowa, mocne ciosy
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Zmiana warty w PKW Liban
Święto podchorążych
Od legionisty do oficera wywiadu
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO