Mimo że od początku roku minęły zaledwie trzy miesiące, żołnierze 2 Batalionu Zmechanizowanego z 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej już sześć tygodni spędzili na poligonie. Pierwsze trzytygodniowe szkolenie zrealizowali w styczniu, kolejne odbyło się w marcu w Orzyszu. 25 marca żołnierze po tygodniach intensywnego treningu powrócili do koszar.
Taktyczne zajęcia zintegrowane
– Szkolenie ukierunkowane było na wykonywanie zadań taktycznych połączonych z różnymi rodzajami strzelań bojowych oraz wykorzystaniem wsparcia ogniowego – wyjaśnia ppłk Marek Pieniak, dowódca batalionu. Dodaje, że pododdziały, którymi dowodzi, ćwiczyły między innymi działanie w obronie, przechodzenie do natarcia, marsze ubezpieczone i zajmowanie rejonów ześrodkowania. Wspólnie z dywizjonem przeciwlotniczym trenowały także zachowanie podczas nieprzyjacielskiego uderzenia z powietrza.
Podczas ćwiczeń na poligonie przeprowadzone zostały trzydobowe zajęcia zintegrowane. Wszystkie pododdziały opuściły wówczas obozowisko i równocześnie prowadziły działania taktyczne. Na strzelnicach, pasach taktycznych i różnych obiektach poligonowych znalazło się w tym samym czasie 500 żołnierzy, mających do dyspozycji 100 sztuk różnego rodzaju sprzętu. Były to m.in. bojowe wozy piechoty (BWP), transportery opancerzone BRDM, moździerze, wozy dowodzenia, zabezpieczenia medycznego i technicznego oraz pojazdy logistyczne. W ugrupowaniu bojowym, oprócz kompanii zmechanizowanych, znalazły się kompania wsparcia, pododdział rozpoznawczy, w którego skład wchodzi drużyna strzelców wyborowych, oraz elementy kompanii logistycznej.
Strzelania dalekie i precyzyjne
Podczas szkolenia poligonowego żołnierze prowadzili wiele strzelań z broni indywidualnej. Najciekawsze były jednak zajęcia ogniowe pododdziałów wsparcia, podczas których obsługi moździerzy 120 milimetrów oraz przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike prezentowały swoje umiejętności w strzelaniu amunicją bojową.
Strzelania z moździerzy żołnierze rozpoczęli amunicją odłamkowo-burzącą. Ich granaty trafiały w cele oddalone od stanowisk ogniowych o około 5 kilometrów. Później używali pocisków z dodatkowym napędem rakietowym, zwiększającym zasięg ognia o kolejne kilka kilometrów.
Wystrzeliwanie przeciwpancernych pocisków kierowanych wymaga od obsługi niebywałej precyzji. Pocisk lecący do celu jest cały czas połączony z wyrzutnią cienkim przewodem światłowodowym. Dzięki temu operator widzi w specjalnym wizjerze teren przed pociskiem i za pomocą specjalnego dżojstika może nim sterować i naprowadzać na cel. Dobrze wyszkolony operator potrafi w ciągu kilku sekund lotu pocisku zmienić nagle jego kierunek i trafić w cel ważniejszy niż wyznaczony w momencie oddawania strzału. Szkopuł w tym, że na podjęcie decyzji i zmianę toru lotu ma zaledwie około dwóch sekund. – Strzelania pociskami Spike, które przeprowadziliśmy w dzień i w nocy, udowodniły, że obsługi naszych wyrzutni są bardzo dobrze przygotowane nawet do najtrudniejszych działań bojowych. Wystrzeliliśmy sześć pocisków. Za każdym razem obsługi otrzymały piątkę – mówi ppłk Pieniak.
Mistrzowie celnego ognia
Długi czas szkolenia oraz jego intensywność dały się zmechanizowanym we znaki. Mają jednak świadomość, że każdy dzień spędzony na poligonie pozwala im zdobyć nowe doświadczenia i umiejętności. Wpływa także na zgranie żołnierzy w pododdziałach oraz pododdziałów w składzie całego batalionu.
Dla żołnierzy 7 kompanii zmechanizowanej, którą dowodzi kpt. Robert Szczepiński, najważniejsze podczas poligonu były zajęcia zintegrowane. Mogli pokazać, że są jednym z najlepszych pododdziałów w batalionie. Prym wiedli między innymi na strzelnicy – st. szer. Ariel Gencza strzelał niemal bezbłędnie. Prowadząc ogień z Beryla, uzyskał 48 punktów na 50 możliwych. Koledzy równali do mistrza celnego ognia. Ze wszystkich strzelań bojowych, jakie odbyły się na poligonie, żołnierze 7 kompanii otrzymali oceny bardzo dobre i dobre.
Podczas trzydobowych zajęć kompania stacjonowała w rejonie ześrodkowania. Za najtrudniejszy moment szkolenia dowódca uznaje noce, kiedy temperatura oscylowała w okolicach zera stopni, a żołnierze spali pod gołym niebem. – Musiały wystarczyć śpiwory, karimaty i własna inwencja w wykonywaniu zadaszeń, które miały nas chronić przed ewentualnym deszczem – wspomina kapitan. Dodaje jednak, że nie było najgorzej, ponieważ podczas styczniowego poligonu temperatury były dużo niższe i spadały do ponad 10 stopni poniżej zera. Zdaniem dowódcy kompanii na wysokości zadania stanęli logistycy. W rejon ześrodkowania regularnie docierały ciepłe posiłki, a nocami termosy z gorącą herbatą.
Zmechanizowani zakończyli zajęcia 25 marca. Na poligon ponownie wyruszą po miesięcznej przerwie – w maju czeka ich brygadowe ćwiczenie „Puma-16”.
autor zdjęć: por. Edyta Kowalska
komentarze