Terytorialsi z 9 Łódzkiej Brygady OT wzięli udział w nocnym szkoleniu z zakresu działań kryzysowych. Uczyli się, jak za pomocą ciężkiego sprzętu hydraulicznego wydobywać poszkodowanych z wraków pojazdów. – Musimy być gotowi do wsparcia społeczeństwa i służb ratowniczych w różnych sytuacjach – mówią. Nowe umiejętności wykorzystają np. podczas udzielania pomocy ofiarom wypadków drogowych.
W nocnych zajęciach z zakresu reagowania kryzysowego wzięło udział kilkunastu terytorialsów z 91 Batalionu Lekkiej Piechoty ze Zgierza. Dla większości żołnierzy to było już drugie szkolenie z wykonywania czynności ratowniczych z użyciem sprzętu hydraulicznego Lukas. Tego typu urządzeń specjalistycznych używa przede wszystkim straż pożarna podczas różnego rodzaju wypadków drogowych, gdy musi z wraku wyciągnąć poszkodowanego. Ale narzędzia hydrauliczne są także w wyposażeniu brygad OT. Nożyce służą do cięcia karoserii, zagłówków czy kolumny kierownicy w pojazdach.
– Podczas pierwszego szkolenia strażacy wyjaśniali żołnierzom, jak wykorzystać ten sprzęt w działaniach typowo ratowniczych. Tym razem jednak do czynności ratowniczych dołożyliśmy jeszcze taktykę – mówi st. kpr. Robert Słonina, instruktor i ratownik pola walki z 9 Łódzkiej Brygady Obrony Terytorialnej. – W naszym batalionie mamy dwa zestawy Lukas. Chciałem, by żołnierze wiedzieli, jak z nich korzystać w trudnym terenie – mówi podoficer. Sam działanie narzędzi hydraulicznych zna bardzo dobrze, bo używa ich także jako strażak ochotnik. – Korzystałem z Lukasa kilkukrotnie właśnie podczas wypadków drogowych. Siła, z jaką nożyce tną karoserie, jest bardzo duża, dzięki temu szybko możemy dostać się do poszkodowanego – opisuje.
Terytorialsi szkolili się nocą z użyciem monokularów noktowizyjnych MU-3. – Na potrzeby szkolenia założyliśmy, że na terenie działania oddziałów dywersyjnych przeciwnika doszło do katastrofy lotniczej. Rozbił się śmigłowiec z grupą rozpoznawczą. Naszym zadaniem było jak najszybciej odnaleźć miejsce zdarzenia, wydobyć poszkodowanych z wraku i ewakuować ich w bezpieczne miejsce – opisuje scenariusz st. kpr. Słonina.
Żołnierze przyznają, że największym wyzwaniem było dla nich operowanie narzędziami hydraulicznymi w ciemności. – Musieliśmy działać skrycie, a praca w noktowizji nie była łatwa. W zależności od odległości, w jakiej byliśmy od wraku czy poszkodowanego, musieliśmy poprawiać ostrość noktowizji – opowiada jeden z żołnierzy. – Sprawy nie ułatwiał ciężar, ponieważ Lukas waży ponad 30 kilogramów – dodaje. Żołnierze zanim podeszli do wraku, musieli rozpoznać teren, zabezpieczyć rejon katastrofy i dopiero wtedy udzielić pomocy rannym.
Terytorialsi pracowali w parach. Na zmianę jeden z żołnierzy operował nożycami, a drugi asekurował, by nie doszło do uszkodzenia przewodu, który łączył sprzęt z agregatem. – Do ćwiczeń mieliśmy przygotowanych siedem wraków samochodów. W środku byli instruktorzy, którzy na czas treningu wcielali się w rolę poszkodowanych – mówi instruktor.
Zaraz po wydobyciu rannych, żołnierze kładli ich na nosze typu SKED, a następnie ewakuowali w bezpieczny rejon. Tam z kolei przystępowali do badania kolegów zgodnie z protokołem MARCH. Musieli ocenić, czy nie mają np. rozległych krwotoków, trudności z oddychaniem albo urazów głowy.
autor zdjęć: DWOT
komentarze