moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Misja, w której stawką było życie

Żołnierze byli świadkami dantejskich scen na lotnisku. Naprawdę trudno o tym opowiadać… Tam mieszały się rozpacz, strach, ból – mówią piloci z 33 Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu. To m.in. oni brali udział w ewakuacji Afgańczyków z opanowanego przez talibów Kabulu. Do Polski przyleciało około 1,3 tys. osób, z czego na pokładach Herculesów przewieziono 1073.

Po wycofaniu się z Afganistanu większości żołnierzy NATO talibowie błyskawicznie zajęli cały kraj. Tysiące Afgańczyków zaczęło gromadzić się na lotnisku w Kabulu, usiłując uciec. Państwa koalicji zdecydowały się na ewakuację swoich afgańskich współpracowników. Loty humanitarne postanowiła zorganizować także Polska. Ile czasu mieliście na przygotowania?

Pilot Herculesa: Kilka godzin. Nasze procedury zakładają gotowość w 48 godzin, ale to była wyjątkowa sytuacja. Decyzje były podejmowane na gorąco.

Czyli wylecieliście niecałą dobę po decyzji Ministerstwa Obrony Narodowej?

Dowódca załogi samolotu C-130 Hercules: Tak, misja miała wysoki priorytet. Kilka godzin na organizację i dwa Herculesy były już w drodze do Kabulu. Przychodzisz do pracy i dowiadujesz się, że lecisz ewakuować ludzi z miejsca, w którym trwa nieustanny konflikt, i trudno przewidzieć, co się wydarzy…

Aż głupio zapytać, czy był stres…

Pilot Herculesa: Jak najbardziej był. Mieliśmy świadomość tego, co tam się dzieje. Kilka dni przed wylotem oglądaliśmy w mediach nagrania przedstawiające chaos panujący na lotnisku w Kabulu. Kolejny raz widzieliśmy to miejsce, podchodząc do lądowania.

Napięcie odczuwało się w całej bazie. W historii sił zbrojnych – nie tylko polskich – zdarzały się różne ewakuacje, ale ta misja nie była standardowa. Sytuacja w Kabulu zmieniła się gwałtownie, nagle w potrzasku znalazło się tysiące osób i musieliśmy je jak najszybciej ewakuować. W dodatku patrzyła na nas cała Polska.

Polecieli z wami żołnierze wojsk specjalnych. Kto jeszcze był zaangażowany w tę operację?

Pilot Herculesa: Do wykonania tego zadania skierowano żołnierzy GROM-u i lotników 3 Skrzydła Lotnictwa Transportowego. Były to załogi dwóch C-130E Hercules z 33 Bazy Lotnictwa Transportowego z Powidza i dwóch C-295M z 8 Bazy Lotnictwa Transportowego z Balic. Wszyscy lotnicy byli w pełni wyszkoleni i mieli już doświadczenie w wykonywaniu zadań w strefie działań wojennych. Zgodnie z założeniem załogi C-295M miały być dla nas wsparciem i tak też było. Dzięki wspólnemu wysiłkowi do Polski zostało w sumie ewakuowanych około 1,3 tys. osób, z czego na pokładach Herculesów przewieziono 1073 osoby.

Jaki Kabul zobaczyliście z góry?

Dowódca załogi: Zobaczyliśmy tłumy ludzi koczujących wokół lotniska. Nie mieliśmy pojęcia, co nas może czekać, gdy wylądujemy. Jednak okazało się, że lądowanie było bezpieczne, warunki atmosferyczne były dobre, obszar pasa startowego i dróg kołowania był zabezpieczony przez Amerykanów.

I co się działo po wylądowaniu?

Pilot Herculesa: Operatorzy GROM-u rozpoczęli działania. W krótkim czasie udało nam się wypracować płynny mechanizm działania. Po wylądowaniu kołowaliśmy na płaszczyznę postojową, gdzie czekali już nasi pasażerowie, i po załadunku startowaliśmy do Nawoi w Uzbekistanie. Tam pasażerów zabierał do Warszawy samolot należący do PLL LOT.
Może się to wydawać proste, ale takie nie było. Żołnierze GROM-u mieli naprawdę trudne zadanie do wykonania. Proszę sobie wyobrazić wielotysięczny tłum ludzi, z którego trzeba było wyłuskać osoby znajdujące się na liście przygotowanej przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Dowódca załogi: Nasi żołnierze nie mogli wychodzić poza teren lotniska w Kabulu, więc mieli utrudnione zadanie. Brama była pilnowana z jednej strony przez brytyjskich żołnierzy, z drugiej strony zaś przez talibów. Utworzone przejście, którym ewakuowani przechodzili na lotnisko, było niewielkie, na szerokość jednego człowieka. W kolejce stało kilkanaście tysięcy osób… A przecież czas w tej operacji był niezwykle cenny.

Pilot Herculesa: Żołnierze zaangażowani w ewakuację byli świadkami dantejskich scen i naprawdę trudno o tym opowiadać…Tam mieszały się rozpacz, strach, ból. W sytuacjach takich jak ta, gdy ludzie walczą o życie swoje i swoich bliskich, do głosu dochodzą zwierzęce instynkty.

W takim chaosie wyszukanie właściwych ludzi na pewno było bardzo trudne.

Dowódca załogi: Tak, to prawda, zgodnie z relacjami operatorów GROM-u samo ich odnalezienie to był dopiero początek pracy. Trzeba było zweryfikować ich tożsamość. A zdarzało się, że nie mieli dokumentów albo były one bez zdjęć. Zanim ewakuowani weszli na pokład, trzeba ich było przeszukać, sprawdzić bagaż – bo przecież zawsze istniało ryzyko ataku.

Jak szybko pierwsza grupa Afgańczyków znalazła się w Polsce?

Pilot Herculesa: Pierwsze 40 osób zabraliśmy po kilku godzinach pracy operatorów na lotnisku w Kabulu. Po przylocie do Nawoi Afgańczycy byli jeszcze raz sprawdzani, mieli testy w kierunku obecności COVID-19, a potem wchodzili na pokład samolotu LOT, który transportował ich dalej, do Warszawy. Każdego dnia realizowano dwa takie loty, jeden w dzień, drugi w nocy. Załogi tych samolotów były bardzo profesjonalne.

Czy mieliście kontakt z ewakuowanymi?

Dowódca załogi: Najwięcej czasu spędzili z nimi technicy załadunku, którzy pomagali pasażerom wejść na pokład i potem dbali o ich bezpieczeństwo w czasie lotu. Z powodu skrajnego wycieńczenia niektórzy ewakuowani tracili przytomność w czasie lotu. W jednym z lotów wystąpiła konieczność reanimacji jednego z pasażerów.

Pilot Herculesa: Pamiętajmy, że to byli ludzie, którzy nagle musieli opuścić swój kraj, zostawiali rodziny, cały dobytek, a wciąż nie mieli pewności, czy zostaną ocaleni. Byli wykończeni fizycznie, pod lotniskiem spędzali nawet kilka dni bez wody, jedzenia i snu. Ponadto wielu z nich pierwszy raz było na pokładzie samolotu, co dodatkowo zwiększało stres i dyskomfort.

Dowódca załogi: Mieliśmy też na pokładzie kobietę w połogu z trzydniowym dzieckiem na rękach. To były wielkie emocje dla wszystkich.

W kokpicie nie ma miejsca na emocje, ale w tym wypadku to chyba było niemożliwe.

Pilot Herculesa: Myśl, że właśnie ratujemy tym ludziom życie, towarzyszyła nam cały czas. Robiliśmy to ze świadomością, że pomagamy tym, którzy kiedyś wspierali naszych żołnierzy. Nie sposób było odciąć się od emocji. Ale musieliśmy.

Czy wykonując loty do Kabulu w tak trudnych warunkach, mieliście poczucie zagrożenia?

Dowódca załogi: Zawsze gdy lataliśmy do Afganistanu, musieliśmy się liczyć z zagrożeniem. Ale miało ono nieco inny charakter. W wypadku misji ewakuacyjnej obawialiśmy się, że sprawy wymkną się spod kontroli i ludzie wtargną na płytę lotniska czy na pokład. Zresztą kilka godzin po naszym ostatnim locie doszło do zamachu, w którym zginęli amerykańscy żołnierze i kilkudziesięciu Afgańczyków. To pokazuje, że zagrożenie na lotnisku w Kabulu było cały czas realne.

Pilot Herculesa: Poza tym ewakuacja była prowadzona 24 godziny na dobę, działaliśmy więc w dwóch zmianach. W dzień, kiedy panował upał, na zewnątrz było 37°, my musieliśmy wykonywać loty w kamizelkach i hełmach. W nocy na lotnisku było wyjątkowo ciemno, często pas startowy nie był oświetlony, ponadto lotnisko w Kabulu jest zlokalizowane w trudnym, górzystym terenie, co dodatkowo utrudniało zadanie. Poza tym nie było tam żadnych systemów wspierających podejście do lądowania, które przydałyby się w wypadku złych warunków atmosferycznych czy ataku ze strony nieprzyjaciela. Do realizacji takich zadań, w takich warunkach, jesteśmy jednak szkoleni.

Ile osób ratowaliście jednorazowo?

Dowódca załogi: Każdego kolejnego dnia liczba ewakuowanych systematycznie wzrastała. Po kilku dniach zabieraliśmy ponad 100 osób jednorazowo. W sumie mieliśmy więc około 200–230 pasażerów dziennie.

Od waszego powrotu do Polski minęło już trochę czasu. Były pewnie gratulacje, podziękowania, słowa uznania…

Pilot Herculesa: Jesteśmy dumni, że bezpiecznie wykonaliśmy najtrudniejszą jak dotąd misję lotniczą w historii 3 Skrzydła Lotnictwa Transportowego. Ale podziękowania należą się nie tylko nam. Osób zaangażowanych w ewakuację było znacznie więcej, dyplomaci MSZ, osoby z przeróżnych organizacji pozarządowych i innych instytucji. To była nasza wspólna misja.

Rozmawiały Magdalena Kowalska-Sendek, Ewa Korsak

autor zdjęć: 33 BLTr

dodaj komentarz

komentarze


Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
 
Capstrzyk rozpoczął świętowanie niepodległości
Polsko-czeska współpraca na rzecz bezpieczeństwa
Witos i spadochroniarze
Foka po egejsku
Czworonożny żandarm w Paryżu
Kask weterana w słusznej sprawie
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Zmiana warty w PKW Liban
Olimp w Paryżu
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Świętujemy naszą niepodległość
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Jutrzenka swobody
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
The Power of Buzdygan Award
Święto marynarzy po nowemu
Byłe urzędniczki MON-u z zarzutami
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Nowe pojazdy dla armii
„Bezpieczne Podlasie” na półmetku
Namiastka selekcji
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Snipery dla polskich FA-50
Kleszcze pod kontrolą
Szkolenie 1000 m pod ziemią
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Polski producent chce zawalczyć o „Szpeja”
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Ostre słowa, mocne ciosy
Polskie „JAG” już działa
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Odznaczenia dla amerykańskich żołnierzy
Ostrogi dla polskich żołnierzy
Ile GROM-u jest w „Diable”?
Polska liderem pomocy Ukrainie
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Rumunia, czyli od ćwiczeń do ćwiczeń
Nasza Niepodległa – serwis na rocznicę odzyskania niepodległości
Jak dowodzić plutonem szturmowym? Nowy kurs w 6 BPD
Każda żałoba jest inna
Żołnierze, zdaliście egzamin celująco
Breda w polskich rękach
Strategiczne partnerstwo
Szef MON-u o podkomisji smoleńskiej
Nominacje generalskie na 106. rocznicę odzyskania niepodległości
Rosomaki na Litwie
Żeby nie poddać się PTSD
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Karta dla rodzin wojskowych
Nowi generałowie w Wojsku Polskim
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Olympus in Paris
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Polski wkład w F-16
Długa droga do Bredy

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO