Najpierw musieli założyć posterunek wśród alpejskich szczytów, później na pozycje przeciwnika nakierowywali ogień artylerii oraz lotnictwo – tak wyglądały ćwiczenia „Joint Fire Support 2021 – Alpine Defense”, w których wzięła udział sekcja obserwatorów z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich. Co było największym wyzwaniem podczas szkolenia w tak wysokich górach?
Gospodarzem „Joint Fire Support 2021 – Alpine Defense” byli Austriacy. W trwającym tydzień szkoleniu wzięli udział podhalańczycy. Trenowali oni wzywanie wsparcia artyleryjskiego i lotniczego. Zadania wykonywali na pasie ćwiczeń taktycznych Hochfilzen położonym na wysokości około 2500 m. – Pociski upadały mniej więcej na poziomie naszych Rysów. Jest to doświadczenie unikatowe – mówi por. Konrad Witalec, dowódca kompanii wsparcia 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich.
Szkolenie przebiegało dwutorowo. Nacisk położono na rozpoznanie artyleryjskie oraz ćwiczenie połączonych procedur wzywania wsparcia artyleryjskiego (Call For Fire) i bezpośredniego wsparcia lotniczego (Close Air Support). Oprócz Austriaków i Polaków w treningu uczestniczyły sekcje obserwatorów z Niemiec, Belgii i Czech. – Nie byli to żołnierze z pododdziałów górskich, dlatego wszystkie sekcje obserwatorów ognia połączonego (Joint Fire Support Team – JFST) zaczynały szkolenie na porównywalnym poziomie – tłumaczy por. Konrad Witalec. – My realizowaliśmy zadania wspólnie z Austriakami – dodaje.
Było to ciekawe doświadczenie dla podhalańczyków, bo choć austriaccy obserwatorzy korzystają z procedur natowskich, nie zawsze ćwiczą w taki sam sposób jak żołnierze pozostałych armii sojuszniczych. – Byliśmy bardzo zdziwieni, kiedy podczas wstrzeliwania w cel austriaccy artylerzyści oddali salwę z trzech dział. My wstrzeliwujemy się jednym środkiem ogniowym. Okazało się jednak, że to ich standardowa procedura – relacjonuje por. Witalec.
Lotnictwo i artyleria
W ostatniej części ćwiczeń „Joint Fire Support 2021 – Alpine Defense” obserwatorzy z każdej sekcji zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza musiała naprowadzić ogień artylerii na pozorowaną obronę przeciwlotniczą przeciwnika. Po jej unieszkodliwieniu druga grupa zwiadowców mogła wezwać wsparcie z powietrza i zniszczyć właściwy cel. Żeby wykonać to zadanie, podhalańczycy musieli współpracować z pododdziałami wyposażonymi w haubice M109A5 oraz moździerze kalibru 120 mm. Austriackie siły powietrzne zapewniły także wsparcie myśliwców Eurofighter Typhoon, samolotów szkolno-treningowych Pilatus PC-7 oraz śmigłowców Bell OH-58 Kiowa. – Eurofightery precyzyjnie raziły cele, samoloty szkoleniowe dysponowały natomiast rakietami niekierowanymi. Śmigłowce, których załogi korzystały z broni pokładowej, działały w ramach procedur CCA – Close Combat Attack (w polskiej terminologii stosuje się także określenie śmigłowcowe wsparcie ogniowe). – Użycie tak różnorodnego sprzętu i zadania, jakie wykonywały załogi lotnicze robiły duże wrażenie – wspomina kpr. Marcin Mścisz z 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich.
Nad działaniami każdej sekcji czuwał JFO, czyli obserwator ognia połączonego. Jest to żołnierz z uprawnieniami do wzywania oraz koordynowania ognia artylerii, a także naprowadzania lotnictwa na cel (TGO – Terminal Guidance Operations) i przygotowywania danych do CAS (Close Air Support – bezpośrednie wsparcie lotnicze). To ostatnie zadanie wykonuje we współpracy i pod nadzorem JTAC-a (Joint Terminal Attack Controller – wysunięty nawigator naprowadzania lotnictwa). – W czasie ćwiczeń dano nam możliwość bezpośredniego działania z samolotami. Austriacki JTAC w pełni udostępnił nam łączność z siłami powietrznymi – mówi por. Konrad Witalec, dowódca sekcji ćwiczących obserwatorów, również obserwator ognia połączonego (JFO).
Górska lekcja dla całej kompanii
Ważnym elementem ćwiczeń było także przemieszczanie się oraz zakładanie posterunków w wysokich górach. Dotychczas obserwatorzy z kompanii wsparcia 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich ćwiczyli podobne procedury w Bieszczadach oraz w Tatrach. Szkolenie w Alpach było na naprawdę wysokim poziomie. – Różnice są widoczne już podczas zajmowania oraz przygotowania samego punktu obserwacyjnego. Alpy to wysokie, strome góry i trzeba mieć dobrą kondycję, żeby na nie wejść. Sprzęt nie jest lekki, a w takim terenie nie da się użyć pojazdów – zauważa sierż. Krzysztof Wiater, dowódca sekcji obserwatorów z 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich. Dlatego też Austriacy często wykorzystują zwierzęta juczne, takie jak kuce czy osły. – W pewnym momencie żołnierze i tak muszą przejść na techniki wspinaczkowe – przyznaje podoficer.
Zakładając posterunek w górach, należy brać pod uwagę kilka kwestii. Na przykład trzeba zachować wgląd w bardzo duży obszar. – Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem pięciocyfrowy wynik na dalmierzu. Były to odległości sięgające 19 km – zaznacza sierż. Wiater. Dodaje, że wysokości, na których zakładano punkty obserwacyjne, dochodziły do 2700 m. – Z takich punktów prowadziliśmy ogień na góry, gdzie niewielkie różnice w trajektorii pocisków mogły doprowadzić do tego, że nie trafiały one w cel, tylko kilkaset metrów niżej. W razie wykrycia przez przeciwnika trzeba było mieć także zabezpieczonych kilka dróg ewakuacyjnych. W niektórych przypadkach mogło to oznaczać zjazd na linie po 70-metrowej ścianie – relacjonuje obserwator.
Szkolenie zakończyło się 7 października.
autor zdjęć: 21 BSP
komentarze