moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Lekcje z frontu

Ukraina kupiła nam czas. Teraz musimy wykorzystać go w jak najlepszy sposób – powtarzają wojskowi. Analitycy pilnie śledzą, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, wyciągają wnioski i starają się przekuć je w szkoleniową praktykę. Wojsko bowiem musi być mobilne, działać nieszablonowo i być przygotowane na naprawdę różne scenariusze.

Maj 2022 roku. Czołgi i transportery z 10 Brygady Kawalerii Pancernej wyruszyły w drogę wczesnym rankiem. Cel: poligon w Drawsku Pomorskim. Tym razem jednak nie transportem kolejowym ani na niskopodwoziowych platformach, lecz samodzielnie, przez lasy i łąki – tzw. drogą Hannibala. Trasa powstała jeszcze na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Tereny, przez które prowadziła, w dużej części należały do wojska. Po ustrojowych przemianach spora ich część przeszła w ręce gmin, a szlak popadł w zapomnienie. Kilka lat temu został odkurzony. Po raz pierwszy czołgi pokonały jego fragment w 2019 roku przy okazji ćwiczeń „Borsuk ’19”. Trzy lata później żołnierze dostali rozkaz, by przejechać całą trasę. A to naprawdę nie byle co. – Świętoszów i Drawsko Pomorskie dzieli 360 km. Szlak w większości prowadzi leśnymi duktami, ale tu i ówdzie zahacza o różne miejscowości. Czasem przejeżdżaliśmy dosłownie 10 metrów od zabudowań. Do tego musieliśmy przeciąć ruchliwą krajową szosę – wspomina ppłk Michał Fabiszewski, który w 10 BKPanc dowodzi 1 Batalionem Czołgów, a „drogę Hannibala” przemierzył dwukrotnie. – Taki przejazd wymaga wielu uzgodnień z Lasami Państwowymi, Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, lokalnymi samorządami. Należy rozstrzygnąć, gdzie tankować, gdzie spędzić noc, jak zapewnić sobie pomoc w razie awarii sprzętu albo wypadku. Słowem: to ogromne przedsięwzięcie logistyczne – podkreśla oficer. Pokonanie trasy zajęło żołnierzom cztery dni. Ostatecznie obyło się bez większych problemów.

Przejazd czołgów „drogą Hannibala” był jednym z elementów międzynarodowych ćwiczeń „Defender Europe ‘22”. Kiedy żołnierze wyruszali na poligony, od kilku miesięcy trwała już pełnoskalowa wojna w Ukrainie. Militarna konfrontacja Zachodu z Rosją przestała być zagadnieniem wyłącznie teoretycznym. NATO zredefiniowało więc swoje cele, a coraz bardziej skomplikowana sytuacja międzynarodowa przełożyła się m.in. na zmiany w szkoleniu sojuszniczych wojsk. W tym kontekście rajd Leopardów przez Polskę po gruntowych drogach to obrazek symboliczny.

REKLAMA

NATO w pełnej skali

Rosyjska inwazja na Ukrainę sprawiła, że NATO skierowało swoją uwagę na Wschód. Sojusz zmienił założenia związane z obroną państw członkowskich, położonych na jego peryferiach. Jeszcze do niedawna planiści zakładali, że przeciwnik może zająć część ich terytoriów, które później zostaną odbite. Jednak zbrodnie popełnione przez Rosjan w Buczy czy Irpieniu nakazały zrewidować te założenia. Teraz decydenci z Zachodu mówią o obronie każdego skrawka natowskiego terytorium. Sojusz wzmocnił wojska rozmieszczone kilka lat temu na wschodniej flance i ćwiczy tam praktycznie bez przerwy. Scenariusze są przy tym coraz bardziej skomplikowane, skala manewrów zaś – coraz większa.

– Ważną cezurę stanowiły tutaj manewry „Defender Europe ‘20”. Amerykanie, po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny, zamierzali przerzucić przez Atlantyk pełną dywizję pancerną. Według scenariusza manewrów żołnierze mieli przejechać na wschodnią flankę i wesprzeć walczące tam wojska. Niestety, plany pokrzyżowała pandemia COVID-19. Ćwiczenia zostały przeprowadzone, tyle że w ograniczonym zakresie – zaznacza Jacek Tarociński, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. Pierwotne założenia w pełni udało się zrealizować dopiero w 2023 roku. Wojska NATO przeprowadziły wówczas w Europie największy cykl ćwiczeń od upadku Układu Warszawskiego. Część z nich powiązana była z „Defenderem”, inne, jak polska „Anakonda”, organizowana przez Szwecję „Aurora” czy rozegrany na morzu „Baltops”, stanowiły odrębne przedsięwzięcia. Wszystkie one układały się jednak w spójną całość. – Według scenariusza wojna zaczęła się na Bałtyku. NATO pomagało bronić Gotlandii, a wojska powietrznodesantowe musiały uchwycić przyczółki na wschodniej flance i wytrwać do czasu, aż nadejdzie pomoc z głębi Europy. Sojusz przerzucił też siły na południe Europy – na Bałkany Zachodnie oraz do Rumunii, gdzie została rozmieszczona amerykańska brygada artylerii rakietowej z wyrzutniami M270 MLRS, zdolna strzelać na duże dystanse – wylicza Tarociński.

Z jeszcze większym rozmachem prowadzone będą manewry „Steadfast Defender ’24”, które rozpoczęły się w drugiej połowie stycznia i potrwają do maja. W sumie weźmie w nich udział 90 tys. żołnierzy ze wszystkich państw NATO oraz Szwecji. I znów po stronie Sojuszu będzie to największa liczba ćwiczących od czasu zakończeniu zimnej wojny. Nie o rekordy tu jednak chodzi. – Seria ćwiczeń stanowi okazję do przetestowania częściowo już implementowanych regionalnych planów obronnych, które zostały zatwierdzone podczas ostatniego szczytu NATO w Wilnie – wyjaśnia Tarociński i podsumowuje: – Sojusz na dobre już powrócił do pełnoskalowych manewrów z wykorzystaniem wszystkich domen operacyjnych – od przestrzeni powietrznej poprzez ląd, morze aż po cyberprzestrzeń.

Polska armia jest integralną częścią tej zmiany. – Skoordynowaliśmy nasze szkolenie z działaniami sojuszników, koncentrując się na wschodniej flance NATO. Kluczową kwestią jest dla nas budowanie interoperacyjności – przyznaje płk Robert Polak, zastępca inspektora szkolenia Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Jednostki ćwiczą szybki przerzut sił na duże odległości. Coraz częściej wojskowe kolumny można spotkać na publicznych drogach. Tak było chociażby podczas ostatniej „Anakondy”, kiedy to pododdziały 18 Dywizji Zmechanizowanej przemieszczały się wzdłuż wschodniej granicy Polski, czy też kilka dni przed rozpoczęciem ćwiczeń „Slovak Shield ’23”, gdy kołowe transportery opancerzone Rosomak z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej przejechały z Wędrzyna do słowackiego Zwolenia. Jednocześnie wojskowi planiści starają się wykraczać poza utarte schematy. I stąd właśnie czołgi na leśnych traktach. „Droga Hannibala” to tylko jeden z przykładów. Pod koniec lutego rozpoczną się największe ćwiczenia polskiej armii pod kryptonimem „Dragon ’24”. Na wschód ruszą m.in. żołnierze 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. – Ich celem będą poligony w Nowej Dębie i Bemowie Piskim. Po drodze pododdziały pokonają Wisłę. Chcemy też, by czołgi, transportery opancerzone i inne wojskowe pojazdy samodzielnie przejechały 300-kilometrowy odcinek w zróżnicowanym terenie: nie tylko po drogach publicznych, lecz także po traktach prowadzących przez pola i lasy – zapowiada płk Polak.

Sam przerzut sił również odbywa się w nieco inny niż wcześniej sposób. Kolumny zwykle są bardziej rozproszone, przemieszczają się różnymi drogami, by zablokowanie jednej nie zatrzymało całego marszu. Właśnie czegoś takiego w pierwszych dniach inwazji doświadczyli Rosjanie, którzy utknęli na północ od Kijowa. Ale wnioski czerpane z wojny przekładają się nie tylko na organizację dużych manewrów. Jeśli chodzi o szkolenie, widać je praktycznie na każdym szczeblu.

W poszukiwaniu słabych punktów

Zmiana kursu w szkoleniu polskiego wojska zaczęła się dobrych kilka lat temu. Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie proces ten jednak zdecydowanie przyspieszył. Dziś wojskowi nie mają już wątpliwości: czas porzucić szkolenie typowo misyjne i przygotować armię do kwestii najważniejszej, czyli obrony własnego terytorium. – Garściami czerpiemy z tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Korzystamy z doświadczeń ukraińskiego wojska, implementujemy nowe rozwiązania, modyfikujemy programy szkoleniowe – podkreśla gen. dyw. Arkadiusz Szkutnik, dowódca 18 Dywizji Zmechanizowanej. Generał, służąc jeszcze w Sztabie Generalnym, zajmował się m.in. analizą działań zbrojnych w Ukrainie i skutków, jakie konflikt może mieć dla Polski oraz naszych sił zbrojnych. Zdobyte wówczas doświadczenia przenosi dziś na szczebel dywizji i niżej.

18 DZ bierze udział w cyklu eksperymentalnych ćwiczeń, podczas których testowane są nie tylko nowe rodzaje uzbrojenia, lecz także innowacyjne techniki walki. Projekt zainicjował przed dwoma laty Sztab Generalny, dowództwo dywizji z myślą o nim zaś wytypowało pododdział w sile batalionu – tzw. Future Task Force. Jak dotąd zostały przeprowadzone już dwa ćwiczenia w skrócie zwane FEX (Field Experimental Exercise). W trakcie poligonowych zmagań żołnierze testowali technologiczne nowinki. Do dyspozycji mieli najlepszy sprzęt, jaki jest w polskiej armii: Rosomaki, Kraby, Raki, Poprady, czołgi Abrams, bezzałogowce lądowe i powietrzne oraz wiele innych. – Scenariusz ćwiczeń opiera się zazwyczaj na zdarzeniach znanych z frontu ukraińskiego. Żołnierze prowadzą rozpoznanie, rażą przeciwnika w głębi ugrupowania oraz w rejonie podejścia i rozwinięcia. Zajmują się obroną manewrową, wykrywaniem i zwalczaniem bezzałogowców. Testujemy różne warianty działania – zarówno te, które sprawdzają się w Ukrainie, jak i te, które na froncie zawodzą. Nie wahamy się przyjąć nawet najbardziej pesymistycznych założeń – tłumaczy gen. dyw. Szkutnik. Ćwiczący dużo uwagi poświęcali choćby systemom zarządzania polem walki. Sprawdzali, jaką przewagę daje przesyłanie i odbieranie informacji w czasie rzeczywistym przez poszczególnych żołnierzy. Polacy, podobnie jak Ukraińcy, korzystają z różnych środków łączności, choćby internetu satelitarnego Starlink. W wyposażeniu 18 DZ jest już kilka takich zestawów. Jednak kluczową kwestią podczas FEX-u było odpowiednie rozśrodkowanie sił. – Wnioski z frontu są takie, że nie powinno się działać całymi pododdziałami czy dywizjonami, a rozproszenie musi dotyczyć stanowisk nie tylko ogniowych, lecz także dowodzenia – wyjaśnia gen. Szkutnik. W ten sposób jest się dla przeciwnika trudniejszym celem. Żołnierze ćwiczyli więc, jak działać w mniejszych grupach, a jednocześnie utrzymywać łączność i precyzyjnie kierować ogniem artylerii ze wsparciem bezzałogowców.

18 DZ coraz częściej operuje także poza wojskowymi ośrodkami szkolenia, korzystając z infrastruktury cywilnej. Stanowiska dowodzenia organizują w opuszczonych budynkach, starych magazynach czy szkołach. – Nad takie stanowisko puszczamy drony i sprawdzamy, co nas zdradza. Współpracowaliśmy już także z F-16 wyposażonymi w zasobniki rozpoznawcze. Na podstawie zdjęć z powietrza oceniamy, jak sprawdzają się siatki maskujące, w jakim stopniu zdradza naszą obecność chociażby drut ostrzowy. Szukamy słabych punktów – opowiada gen. dyw. Szkutnik.

Rozproszenie, wyjście poza poligony, ścisłe współdziałanie różnych rodzajów wojsk – w ten sposób ćwiczą także inni. Nowe pomysły wcielane są w życie zarówno podczas szkolenia niewielkich pododdziałów, jak i przedsięwzięć zakrojonych na dużą skalę. Przykłady można by mnożyć: żołnierze 12 Brygady Zmechanizowanej i 7 Brygady Obrony Wybrzeża osaczający dywersantów na polsko-białoruskim pograniczu, kompania piechoty zmotoryzowanej z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej penetrująca lasy wokół lubuskiej wsi Święty Wojciech, ale też samoloty sił powietrznych, które jesienią 2023 roku po 20 latach przerwy lądowały na DOL-u, czyli lądowisku wytyczonym na publicznej drodze. Tym razem ćwiczenia odbyły się w Wielbarku na Mazurach, a wzięli w nich udział zarówno piloci bojowych F-16 i MiG-29, jak i transportowych C-295M CASA i C-130 Hercules.

Realistyczne scenariusze

W ten porządek wpisują się też pododdziały 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej. – Podczas ćwiczeń „Zalew ‘23” operowaliśmy w pobliżu granicy z rosyjskim obwodem królewieckim, przede wszystkim zaś na Mierzei Wiślanej – wspomina płk Dariusz Dróżdż, szef szkolenia w 16 DZ. – Według scenariusza przeciwnik zajął kapitanat portu Nowy Świat. Nasi żołnierze musieli odzyskać obiekt i uwolnić zakładników. Podczas ćwiczeń współpracowaliśmy m.in. z marynarką wojenną, siłami powietrznymi, lotnictwem wojsk lądowych – tłumaczy.

Wyznaczanie wojsku zadań poza poligonem ma pomóc w przełamaniu schematów. Wojsko powinno być mobilne, działać nieszablonowo, przygotować się na naprawdę różne scenariusze. Tylko w samych ćwiczeniach na Mierzei Wiślanej dostrzec można też przynajmniej kilka prawidłowości znanych z wojny na wschodzie. Zanim do Ukrainy wkroczyła regularna armia, Rosja wzmogła tam działania hybrydowe. W tym czasie, ale też później, już podczas pełnoskalowej inwazji, jednym z jej głównych celów stały się obiekty infrastruktury krytycznej – elektrownie, węzły kolejowe, porty. Ich zniszczenie ma sparaliżować ukraińską gospodarkę, sprawić, że państwo, a co za tym idzie – wojsko staną się niewydolne. Polska armia stara się odrobić tę lekcję i przygotowuje się do ich ochrony. Tutaj ważną rolę mogą odegrać zwłaszcza wojska obrony terytorialnej. – Żołnierze z poszczególnych brygad WOT-u szkolą się intensywnie z obrony infrastruktury krytycznej, szczególnie zaś obiektów powiązanych z siecią energetyczną. Chodzi o to, by podczas ewentualnego konfliktu, wspólnie z operatorami tych systemów, zapewnić ich nieprzerwane działanie – informuje ppłk Robert Pękala, rzecznik WOT-u. Oczywiście zwalczanie zagrożeń hybrydowych to jedynie wstęp. Znacznie ważniejsza jest gotowość na otwarte starcie z regularną armią. – Dostrzegamy rosnące znaczenie bezzałogowych systemów rozpoznania i obiegu informacji na polu walki. Temu poświęciliśmy ćwiczenia „Mazury ‘23”. Wojna pokazała też, że nie maleje rola artylerii, stąd m.in. zmiany strukturalne w naszej dywizji – pułk artylerii został przekształcony w brygadę. Większą wagę niż wcześniej przykładamy też do walki w mieście. Bo duża część walk w Ukrainie toczy się właśnie na terenach zurbanizowanych: ulicach miast czy w fabrykach – wylicza płk Dróżdż i dodaje: – Nasi analitycy bacznie obserwują sytuację za wschodnią granicą, wyciągają wnioski. Jesteśmy w stałym kontakcie z 11 Lubuską Dywizją Kawalerii Pancernej, która odpowiada za szkolenie ukraińskich żołnierzy, bo chcemy też pozyskiwać wiedzę bezpośrednio od nich. Tworzymy bazę danych, i to właśnie z jej wykorzystaniem staramy się działać.

Gdzie stoisz, tam się okopuj

Tymczasem wojna w Ukrainie w ciągu ostatnich miesięcy zmieniła swoje oblicze. Dynamika działań spadła, front stanął, żołnierze praktycznie utknęli na swoich pozycjach. Po obydwu stronach wyrosły długie linie umocnień. Na taki scenariusz w razie konfliktu polska armia również powinna być gotowa. – Okopy… No tak, to zdecydowanie lekcja z frontu. A jeszcze trzy lata temu wydawało się to archaizmem – przyznaje płk Szymon Noworyta, dowódca 6 Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic.

Oczywiście można powiedzieć, że zgodnie z regulaminem żołnierze powinni ćwiczyć okopywanie się od pierwszych dni służby, ale teoria nie zawsze szła z praktyką. Wszak przez lata armia przygotowywała żołnierzy do zwalczania zagrożeń asymetrycznych… Teraz jednak budowa okopów wróciła do łask. – Tworzymy w garnizonach własne obiekty szkoleniowe, by uczyć żołnierzy taktyki walki w okopach zarówno na poziomie drużyny, jak i plutonu czy kompanii – tłumaczy płk Noworyta. Ćwiczenia prowadzone są chociażby na Pustyni Błędowskiej, gdzie powstały dwie duże linie okopów i łączące je transzeje. – Uczymy żołnierzy działania w obronie i natarciu, pokazujemy, jak prowadzić szturm. Wróciliśmy też do zasady: gdzie stoisz, tam się okopuj – wylicza st. sierż. Jakub Śmiechowski, zastępca dowódcy plutonu w 6 Batalionie. Do działania w okopach dostosowany został program strzelań – z karabinu, moździerza czy RPG.

Spadochroniarze nie są jedyni. Walkę w okopach ćwiczą też żołnierze innych jednostek – choćby 12 i 15 Dywizji Zmechanizowanej. – Na przykoszarowym placu ćwiczeń Krzekowo stworzyliśmy rozbudowaną sieć okopów, z której na co dzień korzystają pododdziały piechoty zmotoryzowanej 12 Brygady Zmechanizowanej. Jeszcze większy nacisk niż dotychczas kładziemy też na unieszkodliwianie improwizowanych urządzeń wybuchowych – przyznaje mjr Błażej Łukaszewski, rzecznik 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie.

Zaangażowanie obywateli

Ale wojna to nie tylko sprawa zawodowej armii. Dotyka ona także cywilów, którzy nierzadko muszą się bezpośrednio włączyć w działania obronne. – Niezwykle ważną kwestią jest odpowiednie przeszkolenie żołnierzy rezerwy – przyznaje płk Robert Polak z Inspektoratu Szkolenia DGRSZ. W przypadku zawodowej armii na porządku dziennym są szkolenia z udziałem innych służb mundurowych – policji, straży pożarnej, Straży Granicznej. Istotnym łącznikiem pomiędzy światem cywilnym a wojskowym są ciągle rozbudowywane wojska obrony terytorialnej. – Przykładem dla nas może być zaangażowanie ukraińskiej obrony terytorialnej w system ostrzegania i alarmowania ludności o zagrożeniach związanych z uderzeniami powietrznymi czy skażeniami – podkreśla ppłk Pękala. W WOT tworzone są ośrodki analizy skażeń, które będą elementem krajowego systemu. Do osiągnięcia pełnej gotowości potrzebujemy oczywiście szkoleń i odpowiedniego sprzętu, ale do tego właśnie będziemy dążyć – dodaje. Na tym oczywiście nie koniec. – W Ukrainie żołnierze wykorzystują bardzo zróżnicowany sprzęt. Nierzadko nawet adaptują na swoje potrzeby cywilne pojazdy. Chcemy, by nasi żołnierze w razie potrzeby umieli odnaleźć się w takich realiach, żeby byli wszechstronni. Do tego także przygotowujemy ich podczas szkoleń – wyjaśnia ppłk Pękala.

Wojskowi przyznają, że w szkoleniu polskiej armii trudno mówić o rewolucji. – Mamy raczej do czynienia z ewolucją. Ale wojna w Ukrainie i związane z nią zakupy nowoczesnych środków walki siłą rzeczy ten proces przyspieszyły – przyznaje płk Polak. Wnioski czerpane z ukraińskich doświadczeń mają pomóc polskiej armii w rozwinięciu nowych zdolności, które pozwolą uniknąć potencjalnych zagrożeń, a w ostateczności skutecznie się z nimi zmierzyć. – Być może to zabrzmi okrutnie, ale im dłużej Ukraina walczy, tym więcej mamy czasu na budowanie silnej armii. Ukraińskie wojska po prostu kupują nam czas, który musimy wykorzystać w jak najlepszy sposób – podsumowuje gen. Szkutnik.

Łukasz Zalesiński, Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: st. szer. Sławomir Kozioł

dodaj komentarz

komentarze

~Dallas
1708629900
Kolejne spektakle oderwane od rzeczywistości i uczenie żołnierzy jak dać się zabić. Jak widzę tych żołnierzy na wale niezamaskowanych grupujących się to mi się nóż w kieszeni otwiera. W realnej walce zaraz by dostali z FVP albo 155mm, Kto by na poligonie ten wie jak to wygląda, żenujący pokaz i tyle
D6-4C-00-44

Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
 
Breda w polskich rękach
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Zagrożenie może być wszędzie
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Karta dla rodzin wojskowych
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Żeby drużyna była zgrana
Olympus in Paris
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
Ostre słowa, mocne ciosy
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
Wojskowy most połączył Głuchołazy
Zwycięzca w klęsce, czyli wojna Czang Kaj-szeka
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Latający bohaterowie „Feniksa”
Grób Nieznanego Żołnierza ma 99 lat
Cześć ich pamięci!
Rajd pamięci i braterstwa
Polskie armatohaubice na poligonie w Estonii
Żeby nie poddać się PTSD
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Szkoła w mundurze
Sojusz także nuklearny
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Jak zachęcić młodych do służby w wojsku?
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Olimp w Paryżu
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Opowieść, która się nie starzeje
Mikrus o wielkiej mocy
Gryf dla ochrony
Jastrzębie czeka modernizacja
Żeglarz i kajakarze z „armii mistrzów” na podium
Czworonożny żandarm w Paryżu
Kolejny Kormoran na kursie
Mark Rutte w Estonii
„Northern Challenge”, czyli wyzwania i pułapki
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Ministrowie obrony na szczycie
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce
Hubalczycy nie złożyli broni
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Żołnierska pamięć nie ustaje
Snipery dla polskich FA-50
Generał z niepospolitym polotem myśli
Polskie „JAG” już działa
SGWP musi być ostoją wartości
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
„Feniks” wciąż pomaga
Pierwszy dzwonek w Żelaźnie
Bilans Powstania Warszawskiego
W hołdzie Witosowi
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Ramstein Flag nad Grecją
Ogień nad Bałtykiem
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Święto marynarzy po nowemu
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Tłumy biegły po nóż komandosa
Bielizna do zadań specjalnych
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Witos i spadochroniarze

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO