Unia Europejska prowadzi obecnie cztery operacje i osiem misji szkoleniowych. Coraz więcej uwagi w Europie zwracamy na obronność, dlatego widzę potrzebę, by nadać doradztwu wojskowemu w strukturach unijnych większe znaczenie – mówi gen. broni Sławomir Wojciechowski. Oficer jest polskim kandydatem na przewodniczącego Komitetu Wojskowego UE, najwyższe stanowisko wojskowe w Unii.
Kilka tygodni temu Polska zgłosiła Pana kandydaturę na stanowisko przewodniczącego Komitetu Wojskowego UE. To najwyższa rangą instytucja wojskowa w Radzie Unii. Dotąd nikt z Europy Środkowo-Wschodniej nie zajmował tak wysokiego stanowiska w unijnych strukturach.
Gen. broni Sławomir Wojciechowski: To ogromne wyróżnienie i nobilitacja. Jestem kandydatem nie tylko typowanym przez Siły Zbrojne RP, lecz także przez nasz kraj. Cieszę się, iż uznano, że jestem osobą godną zaufania i mam odpowiednie kompetencje oraz doświadczenie, by ubiegać się o to stanowisko.
Proszę zdradzić kulisy głosowania. Jak wybiera się szefa Komitetu Wojskowego UE?
W czasie niejawnego głosowania szefowie sztabów wybierają spośród siebie kandydata, który ma stanąć na czele komitetu i przewodniczyć ich obradom. By głosowanie było ważne, jednego kandydata musi wskazać przynajmniej 14 z 27 szefów sztabów generalnych. Takie głosowanie odbędzie się 15 maja.
Kto poza Panem ubiega się o to stanowisko?
Będę konkurował z szefami sztabów ze Słowenii i Irlandii. Zgodnie z obyczajem kandydatami poszczególnych krajów na to stanowisko są szefowie sztabów generalnych. Wcześniejsze wybory pokazują, że nie jest to jednak regułą.
Polska chce łamać utarte schematy?
Jesteśmy po prostu niekonwencjonalni (śmiech). Szef Sztabu Generalnego WP, gen. Wiesław Kukuła, uznał, że obecnie ma inne priorytety i zadania do realizacji, więc nie będzie ubiegał się o tę funkcję. Dlatego Polska wysunęła moją kandydaturę. I choć mam poparcie rządu, doświadczenie w pracy w strukturach unijnych, bogate doświadczenie zawodowe, to w tym przypadku pozostaje pewna doza niepewności. Nie wiadomo, czy szefowie sztabów będą chcieli oddać głos na kogoś spoza ich kręgu. Poza tym, niezależnie od osobistych preferencji, trzeba pamiętać, że w razie takiego głosowania liczy się polityka poszczególnych krajów, oczekiwania i sojusze.
Chce Pan powiedzieć, że 15 maja szefowie sztabów generalnych zagłosują nie za generałem Wojciechowskim, a po prostu za Polską?
Zwykle tak jest. Ale jestem dobrej myśli, bo mamy sporo atutów. Przede wszystkim nasz kraj jest aktywnym i bardzo zaangażowanym członkiem Unii Europejskiej i NATO. Jesteśmy ważnym sojusznikiem, bierzemy udział w różnego rodzaju programach, inicjatywach i operacjach UE. Mam też nadzieję, że sam dałem się poznać kolegom, bo od półtora roku mam do czynienia z kwestiami militarnymi w ramach unijnych struktur. Jestem polskim przedstawicielem wojskowym przy komitetach wojskowych NATO i UE.
Kampania ruszyła. Cieszę się, że mam wsparcie Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz osobiste generała Wiesława Kukuły. Przed nami wiele spotkań międzynarodowych i jednym z zagadnień będzie kwestia wyborów. Wielu szefów sztabów dobrze znam, i choć nie wszystkich, być może będę mógł z pozostałymi się spotkać i porozmawiać. Ocenić, kto jest już zdecydowany, a kto się jeszcze waha. Na tych ostatnich szczególnie nam zależy, bo powinniśmy ich do siebie przekonać i rozwiać ewentualne wątpliwości.
Toczy Pan walkę na gruncie dyplomatycznym.
Zdecydowanie więcej tu dyplomacji niż wojskowości. Szef Komitetu Wojskowego jest osobą funkcjonującą pomiędzy polityką i dyplomacją a sprawami wojskowymi. Należy po części do obu tych światów.
Głosowanie w maju przyniesie odpowiedź na wiele ciekawych pytań. Przekonamy się wówczas, na ile Unia Europejska jest otwarta na nowe wyzwania. I bynajmniej nie chodzi mi o to, by przeprowadzać w niej radykalne zamiany i np. przejąć za Sojusz zadania obrony kolektywnej. Chodzi po prostu o zwiększenie obecności i wpływu wojskowego doradztwa oraz o perspektywy w UE.
Komitet Wojskowy UE został powołany prawie 25 lat temu. Według naszej oceny jest to gremium, które nie do końca funkcjonuje zgodnie z oczekiwaniami swoich członków. A przecież UE prowadzi obecnie cztery operacje, głównie na morzach, i osiem misji szkoleniowych. Jest dużo inicjatyw, nowych strategii, poszerzenia domen działania, w których Unia mówi językiem obronności, dlatego widzę potrzebę, by nadać doradztwu wojskowemu w strukturach unijnych większe znaczenie. Powinniśmy być doradcami polityków, a nie mam poczucia, że tak to teraz działa.
Dlaczego głos wojska powinien być wyraźniejszy?
Ze względu na to, co dzieje się obecnie w wymiarze bezpieczeństwa w Europie. Po raz pierwszy w historii UE mamy misję szkoleniową na jej obszarze. Do tej pory najbliższe misje unijne były na Bałkanach, a najwięcej jest prowadzonych w Afryce. Ale w związku z wojną w Ukrainie, potrzebą szkolenia ukraińskiego wojska i przekazywaniem sprzętu do Kijowa Unia Europejska podjęła zadanie szkolenia żołnierzy, którzy mają walczyć w wojnie obronnej. Powołaniu misji towarzyszyły wątpliwości dotyczące procesu podejmowania decyzji związanych z jej kształtem. Uważam, że skoro my jako wojskowi jesteśmy wykonawcami zadań, to powinniśmy mieć dużo wcześniej możliwość wyrażenia opinii czy doradztwa w tym względzie.
Wysoki przedstawiciel UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borrell mówi, że Unia powinna przyzwyczaić się mówić językiem siły. Bezpieczeństwo w Europie jest kojarzone coraz częściej z obronnością, dlatego uważam, że należy też zastanowić się głęboko nad rolą Komitetu Wojskowego UE.
Obecna już nie jest wystarczająca?
Tak, dotąd Komitet spełniał funkcję uzupełniającą, która jednak powinna być adekwatna do zakresu i wagi zadań wojskowych. Jest to nie tylko moja opinia, lecz także moich wojskowych odpowiedników z innych krajów UE, którzy są jednocześnie wyrazicielami opinii swoich szefów sztabów generalnych. Jestem przekonany, że trzeba w Unii Europejskiej więcej uwagi poświęcić wojskowości. I nie chodzi tu tylko o rozwijanie struktur dowodzenia w UE, lecz także o rozdzielenie zadań polityczno-wojskowych na poziomie strategicznym od operacyjnych i wykonawczych.
Proszę zwrócić uwagę na to, jak ważna jest Unia Europejska w kontekście wojny w Ukrainie. To UE ma potencjał, instrumenty, środki finansowe, np. na produkcję amunicji czy szkolenie wojska. Pod jej flagą przeszkoliliśmy już na terenie Polski i Niemiec ponad 40 tysięcy ukraińskich żołnierzy.
Rozumiem, że nadanie znaczenia wojskowemu doradztwu w Unii Europejskiej to jeden z flagowych punktów Pana kampanii. Jakie jeszcze ma Pan pomysły na Komitet Wojskowy UE?
Widzę potrzebę większego zaangażowania szefa Komitetu w rozmowy z szefami sztabów generalnych, częstszych spotkań, otwartych dyskusji na temat problemów związanych czy to z przekazywaniem sprzętu, czy delegowaniem sił do poszczególnych operacji, np. tych w Afryce.
Poza tym chciałbym skupić się na właściwym wymiarze współpracy szefa Komitetu z wysokim przedstawicielem UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. Ważna jest dla mnie także relacja między UE i NATO, w tym poszukiwanie takiej formuły, która będzie sprzyjała dialogowi pomiędzy tymi organizacjami, a co za tym idzie skutecznej realizacji wspólnych zadań.
Gen. broni dr Sławomir Wojciechowski jest polskim przedstawicielem wojskowym przy komitetach wojskowych NATO i UE.
Służbę rozpoczął w 1987 roku. Jest absolwentem m.in. Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Obrony Przeciwlotniczej, Akademii Sztuki Wojennej (wcześniej Akademia Obrony Narodowej), brytyjskiego Joint Services Command and Staff College oraz US Army War College. Był m.in. dowódcą operacyjnym rodzajów sił zbrojnych, dowódcą Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego, dowodził też 17 Wielkopolską Brygadą Zmechanizowaną. Zajmował stanowiska w Sztabie Generalnym WP, kierował Departamentem Strategii i Planowania Obronnego MON.
autor zdjęć: Krzysztof Świderski/ PAP
komentarze