Piąty, ostatni z samolotów transportowych C-130E, które Amerykanie przekazali polskiej armii przyleciał już do Powidza. To największe maszyny w naszych Siłach Powietrznych.
Herculesy C-130E mogą przewozić prawie 20 ton ładunków. Latają do Afganistanu, transportują żołnierzy i sprzęt na ćwiczenia poza granice kraju, biorą udział w ćwiczeniach desantowania ładunków i skoczków spadochronowych, przewożą pomoc humanitarną. Dzięki temu, że mogą lądować na nieutwardzonych pasach startowych, często wysyłane są w trudne tereny np. po rannych. Niedawno te maszyny zabezpieczały też wylot polskich F-16 na Alaskę.
– To niezawodne samoloty. Mogą wylądować na każdym lotnisku – mówi kpt. Włodzimierz Baran z 3 Skrzydła Lotnictwa Transportowego. – Poza tym są tak skonstruowane, że załoga jest w stanie szybko naprawić drobne usterki.
Herculesy, które otrzymaliśmy od Amerykanów, zostały wyprodukowane w 1970 roku. Jednak, kpt. Baran zapewnia, piloci bardzo je chwalą.
Samoloty zanim zostały przekazane polskiemu wojsku przeszły gruntowny przegląd w Stanach Zjednoczonych. Zostały wyposażone w nowoczesne radary nawigacyjne i komputery pokładowe. Amerykanie przeszkolili też polskie załogi, które mają nimi latać.
Polska otrzymała samoloty Hercules od Stanów Zjednoczonych w ramach bezzwrotnej pomocy wojskowej. Pierwszy dotarł do 33 Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu, gdzie stacjonują te samoloty w marcu 2009 roku, kolejne dwa w 2010, następny – czwarty w ubiegłym roku. Na ostatni transportowiec o numerze bocznym 1505 Siły Powietrzne czekały do 23 lipca 2012 roku.
Oprócz pięciu zamówionych samolotów polscy lotnicy korzystali również z trzech innych maszyn. Wynikało to z opóźnień w przekazywaniu samolotów naszym Siłom Powietrznym po stronie amerykańskiej. Stany Zjednoczone zaproponowały rozwiązanie tymczasowe i oddały nam w leasing 3 samoloty. Jeden z nich został wycofany z eksploatacji po wypadku w Afganistanie, drugi wróci do Stanów w tym roku, trzeci natomiast stacjonuje w bazie w Powidzu, gdzie wykorzystywany jest jako pomoc szkoleniowa. – Szkolą się na nim technicy, ale też straż pożarna, czy ratownicy z powiatowych centrów zarządzania kryzysowego. Wszyscy muszą wiedzieć jak zachować się w przypadku katastrofy samolotu transportowego – mówi kpt. Baran.
komentarze