Kolejny proces w sprawie ostrzelania afgańskiej wioski Nangar Khel powinien ruszyć jutro przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. Na ławie oskarżonych zasiądzie czterech polskich żołnierzy. – Liczymy na ich uniewinnienie – podkreślają obrońcy.
Proces miał się rozpocząć w listopadzie ubiegłego roku. Wówczas jednak na przeszkodzie stanęły względy proceduralne. Sąd uznał, że oskarżeni chor. Andrzej Osiecki i plut. Tomasz Borysiewicz nie powinni być reprezentowani przez tych samych adwokatów, bo taka sytuacja może rodzić konflikt interesów. Prowadzący sprawę sędzia zapowiedział, że wystąpi o wyznaczenie dla plut. Borysiewicza nowych obrońców z urzędu i odroczył początek procesu do 9 stycznia.
Jutro prokuratora po raz kolejny odczyta akt oskarżenia. Potem oskarżeni będą mieli czas na składanie wyjaśnień. Niewykluczone jednak, że z tego zrezygnują. Wówczas sąd może odczytać wyjaśnienia złożone w postępowaniu przygotowawczym. Może też pominąć ten etap, uznając, że strony zapoznały się z nimi już wcześniej.
Czy podczas procesu pojawią się jakieś nowe dowody? – Jeśli nawet, to na pewno nie teraz – przyznaje płk Jakub Mytych z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Wątpi w to mecenas Piotr Dewiński, jeden z obrońców chor. Osieckiego. – Żadnych zaskakujących zwrotów raczej nie należy się spodziewać. Sąd będzie rozpoznawał materiał, który już raz został rozpoznany. Dlatego spodziewam się uniewinnienia oskarżonych – podkreśla Dewiński.
Do tragicznego zdarzenia doszło 16 sierpnia 2007 roku. Wystrzelone przez polskich żołnierzy pociski z moździerza i karabinu maszynowego spadły na afgańską wioskę Nangar Khel. Zginęło sześć osób (dwie kobiety, przygotowujący się do uroczystości weselnych pan młody oraz troje dzieci). Dwie kolejne zmarły w szpitalu. W listopadzie 2007 roku sąd nakazał aresztować siedmiu komandosów z Bielska-Białej, którzy mieli być odpowiedzialni za incydent. Kilka dni wcześniej wrócili oni z misji w Afganistanie. Żołnierze na kilka miesięcy trafili do aresztu. Sześciu z nich usłyszało zarzut zbrodni wojennej, za co grozi kara dożywocia.
Siódmego śledczy oskarżyli o ostrzelanie niebronionego obiektu cywilnego. Za taki czyn w skrajnej sytuacji można trafić do więzienia na 25 lat. Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy.
W czerwcu 2011 roku sąd uniewinnił wszystkich siedmiu żołnierzy. Uznał, że nie można bezspornie udowodnić, iż ostrzelali wioskę celowo. Prokuratura złożyła zażalenie od wyroku. W lutym ubiegłego roku Sąd Najwyższy już prawomocnie uniewinnił trzech żołnierzy – kpt. Olgierda C. (jako jedyny nie zgodził się na ujawnienie nazwiska), który miał wydać rozkaz ostrzelania wioski oraz starszych szeregowych Jacka Janika i Damiana Boksa, którzy obsługiwali moździerz.
Sprawę czterech innych komandosów skierował do ponownego rozpoznania, uznając, że w ich zeznaniach występują sprzeczności, które należy wyjaśnić.
Na ławie oskarżonych ponownie zasiedli ppor. Łukasz Bywalec, dowódca plutonu, który brał udział w akcji, jego zastępca chor. Andrzej Osiecki, plut. Tomasz Borysiewicz z obsługi moździerza oraz st. szer. Damian Ligocki, który strzelał z karabinu maszynowego. Dwaj pierwsi nadal służą w armii, pozostali odeszli do cywila.
Sąd wyznaczył posiedzenia na trzy kolejne dni.
autor zdjęć: arch. PZ
komentarze