Biały kitel i znak czerwonego krzyża są na polach bitew świętością. Niestety, w czasie Powstania Warszawskiego ludzie niosący pomoc rannym, szpitale i punkty opatrunkowe często były pierwszym celem ataku. Od początku walk nieprzyjaciel dopuścił się wielu zbrodni. Wymordowani zostali pensjonariusze i pracownicy szpitali na Woli, Ochocie, Starym Mieście czy Powiślu. Na tym tle historia ewakuacji rannych i personelu Szpitala Maltańskiego była wypadkiem bez precedensu.
W czasie Powstania Warszawskiego szpitale były częstym celem ataku. Na zdjęciu: ranni w szpitalu w Domu Braci Jabłkowskich. Fot. Marian Grabski „Wyrwa“, arch. Muzeum Powstania Warszawskiego.
Związek Polskich Kawalerów Maltańskich w latach 30. ubiegłego wieku starał się zorganizować swoje służby na wypadek wybuchu wojny. Podpisana została m.in. umowa z Polskim Czerwonym Krzyżem regulująca współpracę obu instytucji. We wrześniu 1939 roku ZPKM dysponował trzema placówkami: szpitalem-sanatorium w Rychtalu, szpitalem Juliusza w Rybniku oraz szpitalem im. Ferdynanda Radziwiłła w Ołyce. Napływ uchodźców do Warszawy oraz walki o stolicę sprawiły, że miejskie szpitale szybko wypełniły się rannymi. Związek dostał od władz wojskowych rozkaz zorganizowania swojej placówki. Na siedzibę wybrano pałac Mniszchów przy ulicy Senatorskiej, a jego naczelnym lekarzem został dr Jerzy Dreyza.
W czasie okupacji personel nawiązał kontakt ze strukturami państwa podziemnego i udzielał pomocy konspiratorom. Na jego terenie ukrywano i leczono rannych w tak znanych akcjach Armii Krajowej, np. w ataku na Franza Kutscherę czy w akcji pod Arsenałem.
Już pierwszego dnia Powstania do szpitala trafili ranni Niemcy. Zostali objęci leczeniem, mimo że już 2 sierpnia placówka została opanowana przez powstańców. Od początku walk szpital znajdował się blisko ich linii i zgodnie z misją Zakonu Maltańskiego niósł pomoc potrzebującym z obu stron. 4 sierpnia do szpitala trafiło szefostwo sanitariatu Komendy Głównej AK z szefem płk. dr. Leonem Strehlem ps. „Feliks”, który od 5 sierpnia był komendantem Szpitala Maltańskiego.
Zdarzył się dziwny przypadek – w tym samym czasie szpital był wizytowany przez dwa oddziały – polski i niemiecki. Personel szpitala tak umiejętnie oprowadził obie grupy, że nie doszło do ich spotkania i niechybnej wymiany ognia na terenie placówki.
9 sierpnia szpital przeszedł pod kontrolę wojsk niemieckich. Mimo że znajdowali się w nim ranni powstańcy, placówka uniknęła tragicznego losu innych polskich lazaretów. Zawdzięcza to temu, że byli w niej leczeni niemieccy żołnierze oraz zabiegom dr. Strehla.
Pałac Mniszchów - obecnie siedziba Ambasady Królewstwa Belgii. Fot. Pior / Wikimedia.
14 sierpnia do szpitala wtargnęła kompania z brygady Dirlewangera. Jej dowódca nakazał rannym opuszczenie budynku. Dyrektor placówki zorganizował wówczas grupę cywilów i personelu, która pomogła ewakuować obłożnie chorych i niemogących się samodzielnie poruszać. Do przenoszenia rannych użyto noszy, łóżek, drzwi, a nawet desek. Kolumna, otoczona wojskami niemieckimi, ruszyła przez plac Bankowy i Ogród Saski w kierunku powstańczych pozycji. Dzięki temu, że dr. Strehlowi udało się przekonać dowódcę niemieckiego posterunku, iż ma rozkaz przeniesienia rannych do Szpitala Ujazdowskiego, pochód około 200 osób przeszedł na polską stronę.
Po udanej ewakuacji dyrektor zyskał wśród współpracowników przydomek „Mojżesz”. Za tę akcję został jeszcze w czasie Powstania odznaczony Orderem Virtuti Militari V klasy.
Obecnie w budynku dawnego Szpitala Maltańskiego znajduje się Ambasada Królestwa Belgii.